Już dzisiaj konferencja Google, na której przedstawione zostaną szczegóły co do wprowadzenia Android Pay na polski rynek. Natomiast wczoraj gigant z Mountain View poinformował, że wkrótce przestanie tolerować strony, które przekazują fałszywe informacje. Nowa polityka firmy ma znacząco ograniczyć źródła przychodów dla publikacji propagujących fałszywe informacje na platformach pokroju Facebooka.

Decyzja została ogłoszona w bardzo ważnym momencie dla branży technologicznej, ponieważ jej główni przedstawiciele znaleźli się w ogniu krytyki za niepodjęcie odpowiednich kroków w celu zapobiegania rozprzestrzenianiu się fałszywych newsów podczas wyborów w USA.

Niektórzy twierdzą nawet, że „fejkowe” newsy przemierzające social media i wyszukiwarki mogły w dużej mierze wpłynąć na ostateczny wynik wyborów.

Czy działania Google są uzasadnione i do czego mogą prowadzić w praktyce? To dwa podstawowe pytania, na które warto sobie odpowiedzieć. Już niebawem niektórych stron nie znajdziemy korzystając z googlowskiej przeglądarki…Cenzura, czy działania prokonsumenckie?

Czytaj także: Android Pay już niebawem w Polsce. Czy zdobędzie rynek?

Koniec z reklamami dla oszustów

– Ograniczymy adserwer dla stron które przeinaczają, niewłaściwie przedstawiają, ukrywają informacje albo przeinaczają rzeczywistość  – powiedział przedstawiciel Google w oświadczeniu dla Reuters.

Już teraz Google nie pozwala na korzystanie ze swojego programu AdSense stronom, które promują przemoc, pornografię czy też mowę nienawiści.

Podczas ostatnich wyborów w Stanach Zjednoczonych pojawiała się cała masa informacji zakłamujących rzeczywistość. W sieci królowały newsy o tym, że Donald Trump nie tylko wygrał wybory, ale również zdobył więcej głosów – niestety przez system elektorski w USA aby wygrać wybory nie trzeba zdobyć większości głosów.

Strony z fejkowymi newsami to prawdziwa plaga za oceanem. Odbiorcy często nie potrafią odróżnić „ziarna od plew” i ulegają internetowym kłamstwom. Google mówi dość!

Czytaj także: Czy Google doprowadzi do zamknięcia Spotify?

Facebook ograniczał…

Okazało się, że serwis Marka Zuckerberga ograniczał treści z konserwatywnych źródeł – czyli tych sprzyjających Trumpowi.  Zaczęto podważać pozycję Facebooka, jako głównego źródła informacji dla dziesiątek milionów Amerykanów.

Owa krytyka sprawiła, że władze serwisu przestały wpływać na przepływ informacji, co doprowadziło do ponownego rozprzestrzeniania się nieprawdziwych informacji.

Co ciekawe serwis Gizmondo informuje, że Facebook opracował nawet specjalne narzędzie do identyfikacji fałszywych informacji, jednak zrezygnował z jego użycia w obawie przed kolejną falą krytyki. Zuckerberg stanowczo zaprzeczył jakoby działania Facebooka wpłynęły na wyniki wyborów w USA. Dodatkowo po raz kolejny podkreślił, że jego serwis to nie firma medialna.

Czytaj także: Google Pixel – nowa era smartfonów, ale na razie nie w Polsce

Jest tylko jedna „prawda”?

Czy jednak googlowskie ograniczenia nie dadzą „monopolu na kłamanie” określonej grupie serwisów? Czy nie jest to zamach na wolność mediów? W końcu odbiorcy powinni mieć dostęp do jak największej liczby informacji i do nich samych należy decyzja w co wierzą, a w co nie.

Blokowanie jednych treści kosztem drugich wydaje się mocno nietrafione. Przecież nie tylko zwolennicy Donalda Trumpa zamieszczali w sieci nieprawdziwe informacje. O ile zakończenie współpracy ze stronami clickbaitowymi lub oszustami finansowymi jest świetnym pomysłem, o tyle blokowanie treści z serwisów prawicowych jawi się jako zamach na słynną amerykańską demokrację.

Czytaj także: Donald Trump wygrywa wybory! Co to oznacza dla FinTechu?

Zwolennicy pokonanej Hilary Clinton i większość amerykańskiego establishmentu nie mogą pogodzić się z porażką i winnych szukają wszędzie, tylko nie w środowisku Partii Demokratycznej. Stwierdzenie, że Donald Trump został 45. Prezydentem Stanów Zjednoczonych dzięki internetowej dezinformacji wydaje się mocno naciągane.

Oczywiście nie jest powiedziane, że Google zamierza blokować tylko propagandę z „prawej nogi”, jednak narracja w mediach USA jasno sugeruje w kogo wymierzona może być nowa strategia giganta z Mountain View.

Wypada być jednak dobrej myśli i mieć nadzieje, że Google chce walczyć z clickbaitem, a nie wprowadzać cenzurę rodem ze Związku Radzieckiego.

/RT