Technologia wychodzi na przeciw i w zasadzie eliminuje potrzebę kształcenia w tym kierunku. Każdy może mieć robodoradcę w smartfonie, który powie mu od razu, czy dana usługa finansowa bądź inwestycja jest dla niego korzystna, czy też nie.

Edukacja finansowa będzie zbędna

Jeden z najbardziej znanych amerykańskich influencerów fintechowych Chris Skinner uważa, że edukacja finansowa to plaga naszych czasów. Słowa Skinnera potwierdza raport przygotowany przez University of Colorado, zgodnie z którym 57% badanych Amerykanów przyznaje, że nie zna się na finansach. Takich odpowiedzi udzielali także ludzie z wyższym wykształceniem. O sprawie pisze Forbes.

To mogłoby sugerować, że trzeba bić na alarm, ponieważ ludzie nie potrafią zarządzać swoimi pieniędzmi. Jeżeli także odnieśliście takie wrażenie, to polecamy czytać dalej… Wspomniany raport prezentuje dane, według których osoby o niższym poziomie edukacji finansowej podejmują lepsze decyzje niż „świadomi” użytkownicy. Laicy nie inwestują w ryzykowne przedsięwzięcia i lokują swój kapitał bezpiecznie, przez co lepiej na tym wychodzą.

Niemniej według danych podawanych przez Forbesa 78% klientów chce otrzymywać porady finansowe od swojego banku, a 58% ankietowanych preferuje, aby komunikaty były przekazywane drogą elektroniczną – w aplikacji bankowej, lub w serwisie transakcyjnym. Amerykańskie banki idą właśnie w tym kierunku. Jednym z liderów na tym polu jest Bank of America, który udostępnił swoim klientom czatbota o imieniu Erica. Z kolei hiszpański Santander udostępnił swoim klientom osobistego robodoradcę za 20 funtów miesięcznie. To już się dzieje.

Robodoradcy także w Polsce

W Polsce banki także rozwijają swoje czatboty, ale na razie służą one raczej do obsługi klientów, a nie do doradztwa inwestycyjnego. Credit Agricole posiada KrEdytkę, a Bank Millennium Millę – maszyny pomogą wziąć kredyt, czy wykonać transakcję. Z kolei PKO Bank Polski i mBank wykorzystują czatboty do rekrutacji pracowników (wtedy to już nie czatboty, tylko emploboty). Więcej na temat robodoradców można przeczytać w wywiadzie ze Stanisławem Markowskim, reprezentującym firmę Dorsum. Fintech opracował aplikację My Wealth, która wykorzystuje czatboty do wsparcia doradców i inwestorów.

Rozwój robodoradców nie oznacza jednak, że maszyny powinny przejąć kontrolę nad naszymi codziennymi wydatkami. Czy wyobrażacie sobie sytuację, w której nie możecie wydać 300 złotych na bilet na koncert ulubionego zespołu, bo czatbot zablokował Wam środki na koncie? Zdaniem robota powinniśmy najpierw opłacić rachunek za prąd…. To już ubezwłasnowolnienie i nie tędy droga.

Roboty nie nauczą nas raczej rozsądnego gospodarowania pieniędzmi, ale przydadzą się w doradztwie inwestycyjnym. Czatbot podpowie nam, która oferta kredytu jest najlepsza lub czy warto ulokować pieniądze w dany fundusz – a może nawet czy warto zainwestować na giełdzie w daną spółkę. Dlatego klienci nie będą musieli orientować się w meandrach finansowych zagadnień, a wystarczy, że będą posiadali podstawowy zmysł do gospodarowania swoim budżetem.