Największa wartość transakcji dotyczyła oczywiście bitcoina, ale nowe alternatywne wobec niego waluty (tzw. altcoiny) osiągnęły wartość 350 mld dol.

Ripple i Ethereum gonią Bitcoina

Udział bitcoina spadł więc poniżej 50 proc. Drugie miejsce na podium zajmował na przemian z Etherum kryptowaluta Ripple, która została stworzona do obsługiwania bezpośrednich rozliczeń między bankami z pominięciem izby clearingowej czy jakiegokolwiek podmiotu trzeciego.

Jej udział w rynku to 14 proc. I to właśnie ta wirtualna waluta zanotowała najwyższy, kosmiczny rzec by można, roczny wzrost wartości – 34 tys. proc.!!!. W przypadku Etherum było to 9500 procent, a bitcoina „zaledwie” 1500 proc. – jego kurs na początku roku nie przekraczał równowartości tysiąca dolarów. Choć nie obyło się bez gwałtownych okresowych spadków wartości. Sytuację na rynku kryptowalut wykorzystują fundusze hedgingowe oferując instrumenty inwestycyjne opiewające na bitcoiny i altcoiny. Jest ich już ponad 100.

Kryptowaluty spełniają funkcję płatniczą – wiele podmiotów, w tym głównie sieci e-commerce przyjmuje płatności w bitcoinie. Należy do nich też m.in. Apple Apps Store, Dell, plany ma McDonalds. Najdalej jednak w tym zakresie posunęła się Japonia, która wdrożyła w kwietniu prawo sankcjonujące obrót i płatności kryptowalutowe – bitcoin i etherum stały się po raz pierwszy na świecie prawnym środkiem płatniczym.

Inflacja? Kryptowaluty rozwiązaniem

W krajach o galopującej inflacji jak Wenezuela i Zimbabwe bitcoin pełni też funkcję tezauryzacyjną – czyli przechowania wartości – jest traktowany jak cyfrowe złoto. Na giełdzie Golix w Zimbabwe w listopadzie był notowany prawie dwa razy wyżej niż kurs światowy – to dla wielu alternatywa wobec banków, w których klienci przy inflacji od 50 do ponad 100 proc. miesięcznie tracą oszczędności.

Bitcoinowi może grozić jednak gwałtowana przecena – analitycy wskazują, że większość Amerykanów posiadających bitcoiny od dłuższego czasu nie realizuje zysków nie sprzedając waluty – to znak pęczniejącej banki, która nie wiadomo kiedy pęknie.

Miniony rok to także rekordowa wartość inwestycji finansowanych poprzez ICO czyli sprzedaż tokenów opiewających na kryptowaluty celem zdobycia kapitału na przedsięwzięcia oparte o blockchain. Wg firmy konsultingowej PwC inwestorzy zaangażowali w tego typu inicjatywy w 2017 roku ponad 4,5 mld dolarów, gdy rok wcześniej było to niespełna 236 mln. Przeciętna kwota zebranego kapitału w odniesieniu do jednego przedsięwzięcia to ok. 4 mln dolarów.

Czy ICO zagraża inwestorom?

Największe transakcje dotyczyły rozwiązań Filecoina (250 mln dol.), Tezosa (232 mln dol) i EOS (187 mln dol.). Według PwC pozyskiwanie kapitału poprzez ICO powoli zaczyna zagrażać inwestorom venture capital. Szczególnie chodzi tutaj o model hybrydowy – . pierwotnie startup ma wsparcie finansowe od funduszy VC, przedstawia business plan, prototyp produktu lub usługi, przechodzi walidację modelu biznesowego i dopiero w oparciu o te działania przeprowadza ICO, gdzie pozyskuje zasadniczy kapitał i może spłacić pierwotnego inwestora.

Stosunek regulatorów rynku do finansowania poprzez ICO jest bardzo niejednolity. Chiny i Korea Południowa praktycznie zakazała tego typu działań, wielu nadzorców, w tym polski wydało stosowne ostrzeżenia dla potencjalnych inwestorów. Na drugim biegunie znajdują się Singapur, Japonia, Australia, Hongkong i Szwajcaria. Kraje te wydają się dążyć do stania się światowymi liderami i hubami w zakresie kryptowalut i wykorzystywania ich do pozyskiwania kapitału.

Nadzory publikują swoje interpretacje, wytyczne dla emitentów i wzory najlepszych praktyk w omawianym zakresie. W szwajcarskim kantonie Zug z kolei stworzono Crypto Valley, ekosystem o rozbudowanej infrastrukturze  współpracujący z ośrodkami w Dolinie Krzemowej, Nowym Jorku i Singapurze. Takie rozwiązania i liberalne podejście nadzoru finansowego – FINMA – powoduje, że Szwajcaria staje się miejscem plasowania najdrożej wycenianych ofert ICO na świecie.