Co dalej z działalnością z AIP? Ile startupów skorzystało z Business Linków? Jak wygląda rynek przestrzeni coworkingowych w Polsce i o co chodziło z zarzutami o karuzele VAT-owską pod adresem AIP? Na te pytania odpowiedział nam Dariusz Żuk, założyciel i prezes Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości.

Rafał Tomaszewski: Trudne pytanie na start. Za ile AIP sprzedało Business Link do Skanska? Ile był warty ten biznes?

Dariusz Żuk: Niestety, ale na dziś nie mogę za wiele powiedzieć, ponieważ podpisaliśmy umowę o zachowaniu poufności. Informacje ukażą się prawdopodobnie wraz z raportem finansowym.

R.T.: W porządku. Drugie pytanie będzie dotyczyło niezbyt przyjemnego tematu, z perspektywy AIP. Co może Pan powiedzieć o głośnej sprawie z zeszłego toku – chodzi o konieczność zapłaty 7 mln złotych zaległego podatku. AIP okazały się emitentem karuzeli VAT, ale nawet nie miały o tym pojęcia. O co chodziło w tej sprawie?

D.Ż.: Na początek trzeba wspomnieć o specyfice Inkubatorów. Firma korzystająca z naszych usług nie rejestruje się na rynku, tylko działa w ramach naszej osobowości prawnej – nie wszyscy o tym wiedzą. Takich projektów — startupów wewnątrz fundacji — mamy na dzisiaj 1100, a przez ostatnie 15 lat, od 2004 roku mieliśmy ich około 14 tys. Rocznie jest to 60 mln. obrotu wszystkich firm. Jest to spora skala — 2,5 tys. różnych umów rocznie, które proceduje nasz dział prawny; 60 tys. faktur dla naszego działu księgowego.

W 2011 roku okazało się, że jedna z firm działających w ramach AIP, wykorzystała fundację, wciągając ją w karuzelę VAT-owską. Fundacja wystawiała faktury przychodowe i kosztowe, nie generując zysku. Jednak AIP były tylko jednym z ogniw dłuższego łańcucha, a wspomniana firma dynamicznie zwiększała przychody i odzyskiwała pieniądze angażując w karuzelę inne podmioty. Kiedy wyłączyliśmy ją z inkubatora, wróciła drugi, a potem trzeci raz, zawsze pod inną nazwą, zarejestrowaną na inne osoby. W cały proces zaangażowany był jeden z naszych pracowników, co ułatwiało oszukanie systemu. Wskutek tych działań,  w bardzo krótkim czasie kwota VAT urosła do prawie 3 mln zł.

W 2011 roku mieliśmy kontrolę z urzędu skarbowego. Kontrolerzy zabrali dokumenty a my nie widzieliśmy jakiej firmy dotyczyły i o co dokładnie chodziło. W 2016 roku, pod koniec przedawnienia, przyszła decyzja, że była to karuzela VAT-owska. Oprócz prawie 3 mln. złotych doliczono nam 4 mln. odsetek i wystawiono na to rachunek. Złożyliśmy odwołanie w Sądzie Wojewódzkim, wygrywając. Sąd uznał, że po pierwsze nie byliśmy świadomi tego co się działo, a po drugie nie było dochodów po naszej stronie. Wyciągnęliśmy wnioski, bo taki był trzeci warunek, nie zaistnienia w ustawie tej karuzeli VAT-owskiej po stronie podatnika.

Od 2011 roku nigdy nigdy więcej taka sytuacja nie miała miejsca, dlatego sąd przyznał nam rację i uniewinnił nas. Jednak Urząd Skarbowy odwołał się do wyższej instancji, a kolejny sąd przyznał mu rację, argumentując, że budżet państwa nie może mieć na tym uszczerbku. De facto tylko my z tych podmiotów pozostaliśmy. Wszystkie inne, które do tego doprowadziły, upadły.

R.T.: Czy ta sprawa nadal się toczy?

D.Ż.: Tak, sprawa toczy się o tyle, że Urząd i Ministerstwo Finansów wykazują dla nas daleko idące zrozumienie, chcą pomóc. Złożyliśmy wniosek o umorzenie. To, z czym Urząd i Ministerstwo wyszły naprzeciw, to żeby rozłożyć nam tę kwotę na raty, ale 7 mln. na raty to dalej jest 7 mln. i dalej jest to duża kwota, więc staramy się o umorzenie jej w całości lub części.

Czekamy cały czas, bo procedury trwają, ale myślę, że jest to kwestia paru tygodni. Jest to dla nas zła sytuacja, ale staramy się szukać pozytywów. Myślę, że po tej historii mamy dużo więcej osób które się dowiadują się o AIP i chcą założyć firmę.

R.T.: W takim razie przejdźmy teraz do bardziej przyjemnych tematów. Ile firm skorzystało do tej pory z Business Linków? W Polsce, ale także poza granicami.

D.Ż.: Na dzień dzisiejszy mamy 2,5 tys. mieszkańców w 16 lokalizacjach, w których przestrzeń jest całkowicie wypełniona najemcami.. Przez okres 8 lat było to kilkanaście tysięcy osób, które skorzystały z Business Linków. Dalej będziemy akcelerować i pomagać rozwijać się firmom, dając na przykład dostęp do korporacji, z którymi chcemy łączyć startupy, dając dostęp do programów globalnych.

Stworzyliśmy program „Ready to Go”, przez który wysłaliśmy około 30 projektów do naszych ambasad startupowych, w tym projekty takie jak Brans24, JadeZabiore, Migam, Glov. Dawaliśmy i dajemy kapitał oraz wsparcie merytoryczne. Dotąd zorganizowaliśmy ponad 200 spotkań 1 na 1 z mentorami a także tysiące wydarzeń  wspierających startupy, jak Business Mixery i kick offy.

Myślę, że przewidzieliśmy, a może nawet wykreowaliśmy przyszłość rozwijając startupy w biurowcach, nie w garażach – kopiując Dolinę Krzemową. Przede wszystkim chodziło nam o stworzenie przestrzeni do networkingu, która za niewielkie pieniądze, połączy korporacje i startupy, dając tym drugim szansę na szybszy rozwój. W tej chwili naśladują nas nawet banki, tworząc własne tego typu rozwiązania.

R.T.: W takim razie ile wart jest rynek przestrzeni coworkingowych w Polsce? Można to jakoś oszacować?

D.Ż.: To bardzo młody rynek, który dynamicznie się rozwija i wciąż zmienia. Według raportu na 2017 rok, istnieje 129 tys. metrów kwadratowych powierzchni  co-workingowych w całej Polsce, a w Warszawie 94 tysiące. 80% znajduje się  w budynkach kwalifikowanych jako nowoczesne biurowce.

W Europie natomiast najszybciej rozwijającym się rynkiem jest Londyn, gdzie tylko w dwóch największych strefach biurowych w City i West End wynajęto aż 204,5 tys. metrów kwadratowych elastycznej powierzchni, co odpowiadało 18% popytu w 2017 r. Powierzchnie co-workingowe stanowiły tam 12% całej powierzchni biurowej. W Polsce jest to 3%, więc mamy spore braki. Na szczęście dużo się w tej materii zmienia i staramy się gonić stolicę Wielkiej Brytanii.

R.T.: Jakie plany na przyszłość mają Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, po sprzedaży Business Linka? Czy realizowane są jakieś nowe inicjatywy dla startupów?

D.Ż.: Cały czas mam niezmienne marzenie — chciałbym wykreować globalne firmy – jednorożce. Zbudować ekosystem i mieć poczucie, że dołożyłem się po części do tego, że Polska jest liderem na świecie jeśli chodzi o startupy, innowacje, ekosystemy wspierające łączenie korporacji i startupów. Jest to moją życiową misją. Dlatego też nie zadowalam się poszczególnymi sukcesami w ekosystemach i chce szukać rozwiązań, które sprawią, że Polska będzie rozwijała się szybciej.

Nie jest to tajemnicą, bo mówimy o tym już od pewnego czasu, ale jednym z pomysłów, nad którym pracuję jest projekt miasta Tech City, czyli miasta technologicznego podobnego do Smart City — miasta łączącego kilka funkcji, gdzie ulokowane są topowe polskie firmy. Jeśli chodzi o projekty, obecnie działam w ramach dwóch funduszy inwestycyjnych AIP Seed i  bValueVC. W Seedzie mamy kilkadziesiąt inwestycji, z których 10–12 jest naprawdę ciekawych. Tam rozwijały się Qpony.pl, których udziały sprzedaliśmy twórcom Allegro, CallPage w które ostatnio zainwestowały TDJ Pitango Ventures, MOC i Innovation Nest czy Sidly z inwestycjami m.in. od MCI. Z kolei w bValue mamy projekty takie jak Shoplo, Nova Tracking, BeRaw, Senuto czy chatboty Tidio.

R.T.: Pytanie na koniec – dlaczego w Polsce nie mamy jeszcze żadnego jednorożca? Co jest problemem naszego rynku?

D.Ż.: Spotkałem się ze stwierdzeniami, że jest albo za mało kapitału albo, że projekty są słabe. Uważam, że oba są prawdziwe, bo z jednej strony nie kreujemy przedsiębiorczości wystarczająco mocno w Polsce. Dalej funkcjonuje kult korporacjonizmu i często ludzie z ciekawym backgroundem, dużym doświadczeniem idą do pracy w korporacjach. Wolałbym, żeby pracowali we własnych firmach.

Z drugiej strony faktycznie brakuje kapitału. Niektórzy mówią, że kapitału jest bardzo dużo. Generalizując jest to prawda, ale gdy popatrzy się na różne etapy to na pre-seed — gdy ktoś chce dostać szybko 100–200 tys. jest go bardzo mało, bo nie mamy ani rozbudowanej sieci aniołów biznesu ani funduszy pre-seedowych. Jeżeli popatrzymy później na rundy rzędu 10–20–30 mln. euro to mamy może 3 fundusze w tej części Europy. Kapitał musi być równomiernie rozłożony na różnych etapach. Teraz mamy tu luki.

R.T.: A czy nasze firmy nie mają problemu z wychodzeniem za granice?

D.Ż.: Jeśli chodzi o wychodzenie za granicę, to jestem zwolennikiem testu na rynku gdzie dany projekt funkcjonuje. Uważam, że należy lepiej wykorzystywać potencjał polskiego rynku. szukać beta testów, myśleć w kategoriach szukania pierwszych rund inwestycji, bo łatwiej uwierzyć w polski projekt w tej części Europy niż w Ameryce czy w Indiach. Przekonaliśmy się o tym jeżdżąc po świecie.

Teraz mówimy o takich rynkach jak Estonia, Litwa czy Łotwa. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że nie jest tak, że jest tam zagłębie projektów, które z powodu tego, że rynek jest mały wyszły na świat. Jestem sceptyczny jeśli chodzi o krytykowanie rynku lokalnego i zachęcanie do jego szybkiego opuszczania. Istnieją takie przykłady jak Medical Algorithmics, który w Polsce nie mógł przebić się przez NFZ, a w Stanach osiągnął sukces, natomiast jest to wyjątek potwierdzający regułę. Nie wszyscy jednak się ze mną zgadzają i twierdzą, że od początku należy myśleć tylko globalnie. Ja uważam jednak, że najpierw trzeba sprawdzić się na lokalnym rynku, chociażby dlatego, że sprzedaż za granicą jest o wiele droższa, a polski rynek coraz bardziej spełnia standardy globalne.

R.T.: Dziękuję  za rozmowę.

D.Ż.: Dziękuję.

Z Dariuszem Żukiem rozmawiał Rafał Tomaszewski.