Potoczna nazwa tej inicjatywy wywodzi się od popularnej zabawy dzieci na podwórku, co już wiele wyjaśnia. Regulatorzy i nadzorcy rynków finansowych zauważyli, że w XXI wieku zaczęło powstawać wiele podmiotów, które oferują nowoczesne rozwiązania technologiczne, dotąd niedostępne na rynku. Co za tym idzie – pojawiła się konieczność określenia nowych przepisów i zasad funkcjonowania tego typu podmiotów działających na pograniczu regulacji.

Nauka pływania zamiast skoku na głęboką wodę

Pomysł okazał się jak najbardziej trafiony (pomimo tego, że brytyjska piaskownica ma swoje niedoskonałości). Poza Zjednoczonym Królestwem takie rozwiązanie funkcjonuje również w jednym z najszybciej rozwijających się rejonów fintechowych na świecie, czyli w Azji, np. w Singapurze, Hong Kongu, czy Tajwanie. Sandboxy coraz chętniej są wdrażane także w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, czego dowodem jest Litwa, i Polska. Więcej o polskiej piaskownicy, przygotowanej przez Komisję Nadzoru Finansowego można przeczytać tutaj.

Celem piaskownicy jest przygotowanie startupów do wejścia na prawdziwy rynek, dopracowanie ich modelu biznesowego, co da im możliwość wypróbowania swoich koncepcji na realnych klientach i zarazem wypracowania wspólnego kodeksu postępowania zawierającego przywileje oraz obowiązki nowego gracza w ekosystemie.

Praktyka uczy pokory

W praktyce wygląda to mniej więcej tak: startup po przejściu kwalifikacji i zdobyciu rekomendacji organu nadzorującego debiutuje w środowisku testowym, gdzie prezentuje swoje rozwiązania. Następnym krokiem jest szukanie potencjalnych klientów oraz inwestorów. Wszystkie kroki analizują specjaliści wyznaczeni przez regulatora, czyli tzw. operatorzy, którzy w razie potrzeby doradzają i pomagają fintechom.

Startupy przez okres ochronny mają pewne ulgi dotyczące zobowiązań wobec nadzorcy, w tym dotyczące terminów raportowania oraz wysokości kapitału wymaganego do rozpoczęcia działania w danym segmencie. W trakcie okresu testowego fintechy działają de facto pod parasolem ochronnym organu nadzorczego, ucząc się i poznając rynek.

Wszyscy wygrywają

Korzyści czerpią wszystkie strony. Nadzorca ma pewność, że dany podmiot wybrany przez fachowców ma poważne zamiary, stabilny biznesplan oraz gwarancje finansowe, a przede wszystkim, że pomysł pomoże w rozwoju branży.

Partnerzy i konkurencja mają z kolei gwarancję, że rekomendowana spółka to nie żadna firma „krzak” czy fantaści, którzy nie mają pojęcia o biznesie, tylko rzetelny współpracownik lub konkurent, który stosuje zagrania fair play.

Młode firmy technologiczne mają bezcenny czas na naukę, bo jak wiadomo, kluczem do odniesienia sukcesu zarówno w biznesie, jak i w każdej innej dziedzinie życia jest odpowiednie połączenie wiedzy teoretycznej z praktyką.

Polska rusza z kopyta

Twórcą polskiego rozwiązania oraz nadzorcą projektu jest Urząd Komisji Nadzoru Finansowego. Obecnie trwa nabór na operatorów rodzimego sandboxa.

Prognozy są optymistyczne, zarówno po stronie nadzorcy, doświadczonych graczy, jak i fintechów. Widać chęć do współpracy, otwartość oraz wzajemne zaufanie. Trzymamy kciuki, aby inicjatywa przyczyniła się do dalszego rozwoju polskiego fintechu zarówno w Polsce jak i na rynkach światowych.

Przykładem może być polska firma Billon, która przeszła prawdziwą „szkołę życia” w Wielkiej Brytanii, a teraz jest  jednym z przykładów, że polski pomysł może z powodzeniem radzić sobie na świecie. Więcej na temat firmy można przeczytać tutaj.