Jadę gdzieś, więc zabiorę coś. Sharing bądź jak kto woli collaborative economy zyskuje na znaczeniu. Po co wozić powietrze? Po co marnować zasoby? Optymalizujmy się – to podstawowa zasada współczesnego homo economicusa. O tym, że czasem można zabrać za kogoś paczkę i jeszcze na tym zarobić opowiedział nam Piotr Kowalski, jeden z założycieli JadeZabiore.pl.

Zanim jednak przejdziemy do właściwej części wywiadu, warto zastanowić się nad tym, w jak mocnym „niedoczasie” jest ustawodawca. Jesteśmy pewni, że im popularniejsze będzie colaboration economy, tym częściej będziemy słyszeć o tym, oczywiście ze strony prywatnych lub państwowych monopoli, jak jest to niebezpieczne dla jakości usług, samego klienta i budżetu państwa. Tymczasem, zapraszamy na wywiad.

Rafał Tomaszewski: Witaj Piotrze! Zapewne nie wszyscy słyszeli o serwisie JadeZabiore.pl, więc na początek powiedz Nam czym się zajmujecie?

Piotr Kowalski: Jesteśmy platformą opartą na ekonomii współpracy łączącą prywatnych i zawodowych kierowców z osobami nadającymi przesyłki.

W Polsce jest 19 mln pojazdów, więc jest to ogromny rynek i śmiało można założyć, że jeżeli ktoś chce wysłać paczkę na przykład z Krakowa do Warszawy, to na pewno jakiś kierowca będzie tą trasą podążał. I my pomagamy znaleźć takich kierowców. Współpracujemy też z wieloma firmami kurierskimi. Posiadamy specjalny panel dedykowany użytkownikom firmowym, na którym określają uczęszczaną przez siebie trasę. Nasi kierowcy zabierają też przesyłki niestandardowe – zwierzęta, duże przedmioty, przesyłki wymagające dużej delikatności i tym podobne. Dostarczenie przesyłki odbywa się często tego samego dnia, gdyż prawie zawsze ktoś pokonuje interesującą nas trasę.

R.T: Jak to wszystko się zaczęło? Jakie były początki firmy? Z jakimi trudnościami musieliście się mierzyć?

P.K: Działamy od sierpnia 2014 roku. Powstaliśmy dzięki funduszom unijnym, konkretnie dzięki funduszowi 8.1 (wspierającymi e-biznes – przyp. red.). Teraz działamy już całkowicie na własny rachunek. Problemem na początku działalności był fakt, iż ze względu na to, że projekt powstał dzięki dofinansowaniu, musieliśmy go realizować w praktycznie niezmienionej postaci aż do czerwca 2016 roku…

Nawet wówczas, gdy wiedzieliśmy, że nie wszystkie pomysły były trafione – w tym model biznesowy. Ruszając z JadeZabiore.pl byliśmy kompletnie „zieloni” – nie mieliśmy żadnego benchmarku, nie było takich platform w Polsce. Sam rynek przesyłek też jest bardzo specyficzny. Początkowo myśląc „paczka” oczami wyobraźni widzieliśmy mały pakunek z dokumentami, a nie dwumetrowego pluszaka czy też wiadro żywych raków.

Przełomem było zwycięstwo w konkursie ReadyToGo, organizowanym przez katowicki Business Link, w którym nagrodą był dwutygodniowy program akceleracyjny w Dolinie Krzemowej. Odwiedziliśmy siedziby Google i Apple, pracowaliśmy z amerykańskimi mentorami i przyjrzeliśmy się wielu ciekawym case study – także globalnych gigantów z sektora sharing economy. Jak to się mówi w środowisku startupów – pozwoliło nam to przewalidować nasz biznes.

R.T: Wspomniałeś o dwumetrowym pluszaku i wiadrze żywych raków. Opowiedz może więcej o najciekawszych przesyłkach jakie były dostarczane za pośrednictwem JadeZabiore.pl.

P.K: Pewien chłopak kupił właśnie dwumetrowego misia dla swojej dziewczyny, ale nie widział jak go jej dostarczyć. Przewiezienie tak dużej przesyłki było szalenie problematyczne, ale udało nam się znaleźć kierowcę, który akurat jechał busem w pożądanym kierunku i zabrał przesyłkę.

Raz mieliśmy też ciekawą sytuację, w której w ciągu 5 godzin trzeba było dostarczyć niezwykle ważną przesyłkę do włoskiej miejscowości oddalonej o 1300 kilometrów. Ważyły się losy dużej fabryki, gdyby nie udało się sięgnąć, firma mogłaby zanotować idące w miliony dolarów straty. Było ekstremalnie… ale daliśmy radę i przy okazji sporo na tym zarobiliśmy. To tylko umocniło nas w przekonaniu, że na rynku brakuje rozwiązań, które pomagałyby Polakom w najtrudniejszych sytuacjach. Jesteśmy przekonani, że gdyby wyżej wspomniany klient chciał skorzystać z usług dużych firm kurierskich, to tylko spotkałby się z postawą „nie da się – będzie na jutro”.

R.T: Wspomniałeś o sprawie we Włoszech. Na ilu rynkach działacie?

P.K: Odpowiedź jest trudna i prosta zarazem. Działamy wszędzie tam, gdzie jeżdżą bądź latają ludzie. Od początku zakładaliśmy, że chcemy działać globalnie, więc uruchomiliśmy anglojęzyczną platformę driveandcollect.com. Póki co nie ukrywam, że JadeZabiore.pl radzi sobie lepiej, ponieważ nasze działanie i marketing zorientowane są głównie na rodzimy rynek.

Mamy jednak dużo zleceń w Niemczech i Wielkiej Brytanii – powód jest prosty – mieszka tam dużo Polaków. Najczęściej korzystają z naszych usług, gdy zapomną jakiejś rzeczy i potrzebują jej na Wyspach, w Niemczech, albo z powrotem w Polsce.

Mamy też dużo kursów w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech, w Serbii i w Chorwacji. Dwa miesiące temu mieliśmy nawet zapytanie o wysłanie paczki na Zanzibar. Jesteśmy otwarci na praktycznie każdy rynek. Jedynie na amerykański patrzymy z pewną rezerwą. Największą przeszkodą dla naszej ew. działalności w USA jest fakt, że my rozwiązujemy problemy, które tam nie występują, gdyż rynek usług kurierskich jest znacznie lepiej rozwinięty niż w Polsce. Także w kontekście najbardziej niestandardowych przesyłek, czy też sektora Same Day Delivery, który w Polsce jest naszym głównym celem.

R.T: A ile osób korzysta z JadeZabiore? Posiadacie takie dane?

P.K: W zeszłym roku pośredniczyliśmy przy transporcie 15 000 przesyłek. Utrzymując obecną dynamikę, rok zamkniemy z liczbą 45 000 paczek, ale przed nami jeszcze najtrudniejszy i najważniejszy dla nas czas, czyli czas świąt. Firmy kurierskie mają wówczas ogromny problem z dostawą, a dla nas to czas żniw, bo to zarazem moment, w którym Polacy najwięcej podróżują. Oczywiście monitorujemy też liczbę użytkowników i ogłoszeń, ale obecnie oszacowanie, w jak wielu przypadkach udało się „połączyć” dwie osoby za pomocą strony, a jak często była to nasza interwencja, jest bardzo trudne. Często bowiem działamy w taki sposób, że wyłapujemy w Brand24 facebookowe posty typu „ Hej, pilna sprawa! Zabrałby ktoś paczkę do Zakopanego?”, pomagamy, ale nie zawsze możliwe jest „przepuszczenie” przez naszą platformę. Traktujemy to wówczas jako swego rodzaju demo – zobacz, jak pomogliśmy, ale następny razem dodaj ogłoszenie na www.jadezabiore.pl, dzięki czemu połączenie z kierowcą będzie jeszcze prostsze. Można więc powiedzieć, że sami trochę hackujemy własny system…

Niestety trochę też nauczyliśmy ludzi tego modelu, bo często się zdarza, że taka osoba, już mając np. mój numer telefonu, już nie wrzuca wpisu na Facebooka, tylko od razu dzwoni do mnie (śmiech). Dlatego teraz z kolei musimy ich kierować na platformę, mówiąc „Spoko, spoko. Pomożemy ci, ale zarejestruj się na stronie, dodaj ogłoszenie i zrób to jak trzeba”.

R.T: To może opowiedz jak wygląda cały proces korzystania z JadeZabiore.pl „jak trzeba”? Jakie kroki muszę podjąć, aby nadać paczkę?

P.K: Po pierwsze, wchodzisz na www.JadeZabiore.pl i wyszukujesz czy do interesującej Cię trasy jest przypisany jakiś kierowca. Odbywa się to za darmo, bez konieczności rejestracji. Jeżeli nie znajdujesz żadnego kierowcy, to dodajesz ogłoszenie. Czasem interweniujemy i kontaktujemy się z kierowcą, który ostatnio jechał pożądaną trasą. Zdarza się, że ktoś na próbę doda ogłoszenie, a że nikt się nie zgłosił, to próba ta nie była ponawiana. Taki kierowca może przemierzać daną trasę każdego dnia, dlatego kontaktujemy się z nim w tej sprawie, pytają, czy i tym razem jedzie… i zabierze. Jeżeli nie uda się znaleźć nikogo w oparciu o model społecznościowy, przekazujemy ofertę do firm kurierskich.

R.T: Jak wygląda kwestia finansowa? Ile to kosztuje i ile można zarobić?

P.K: To zależy od Ciebie. W momencie, gdy dodajesz ogłoszenie, masz pole, w którym wpisujesz kwotę jako stałą lub podlegającą negocjacjom. Dla przykładu – wpisujesz, że oferujesz 30 zł za zabranie dokumentów. Użytkownicy dogadują się między sobą, ponieważ każda paczka wymaga innego traktowania. Wiadomo, że inaczej podejdziemy do transportu butów, a inaczej do przewozu psa. Wioząc psiaka musimy się zatrzymać, wypuścić go, dać mu wody – logiczne więc, że za taka przesyłkę zapłacimy więcej. Głównie dlatego, że zależy nam na losie przesyłki i wiemy, że wymaga specjalnego traktowania.

Jakieś dwa miesiące temu pewna pani miała do zabrania komodę – na pozór zwykły mebel. Ale była gotowa zapłacić za 1500 złotych za jej bezpieczny transport, bo miała dla niej ogromną wartość sentymentalną i zależało jej na tym, aby na pewno komoda dotarła nieporysowana. Tak więc jak widać każda paczka to zupełnie inna historia – czasami naprawdę niezwykła.

R.T: Do planów na przyszłość wrócimy na koniec wywiadu. Teraz opowiedz proszę, jak wyglądają procedury w przypadku uszkodzenia paczki? Jak zabezpieczacie klientów?

P.K: Może trudno będzie w to uwierzyć, ale do tej pory nie mieliśmy żadnego przypadku uszkodzenia przesyłki. Wszystkie pakunki dostarczane przez firmowych kurierów są ubezpieczone. Natomiast w przypadku podmiotów prywatnych jest to sprawa nieco bardziej złożona – m.in. z powodów prawnych. Ale obecnie pracujemy nad rozwiązaniem, dzięki któremu każda przesyłka będzie mogła być ubezpieczona do określonej kwoty. Wraz ze startem nowej wersji naszej platformy rozwiązanie będzie dostępne dla wszystkich bez wyjątku.

R.T: No dobrze, skoro jesteśmy już przy nowej stronie internetowej, to może opowiesz o planowanych zmianach i tym co zamierzacie robić w najbliższej przyszłości?

P.K: W listopadzie uruchamiamy nową wersje strony. Będzie kompletnie inna, bo już wiemy, jakie błędy popełniliśmy na początku. Wraz ze startem strony uruchamiamy też aplikację mobilną, która już jest w fazie betatestów – będzie ona dostępna będzie na IOS, Windowsa i Androida. W zasadzie mogę zdradzić, że aplikacja jest już gotowa, jednak testy muszą zostać przeprowadzone do końca. Powiem tylko, że jej zadaniem będzie totalne zrewolucjonizowanie sposobu, w jaki Polacy nadają i odbierają paczki. Największy nacisk zostanie położony na użyteczność i intuicyjność – wszystko ma się odbywać za sprawą kilku kliknięć. Mamy bowiem świadomość, że obecnie to właśnie mobile jest kluczem do sukcesu. Już w tej chwili nawet 60 proc. użytkowników wchodzi na naszą stronę z poziomu urządzeń mobilnych. W aplikacji będzie też opcja śledzenia paczki, jeśli zgodzi się na to kierowca transportujący przesyłkę.

Największą zmianą na stronie będzie zmiana modelu biznesowego, który co prawda sprowadzi na nasze barki znacznie więcej odpowiedzialności, ale użytkownikom zagwarantuje najwyższy stopień bezpieczeństwa. Wpłynie to także na jeszcze lepszą weryfikację użytkowników – zarówno po stronie nadawcy, jak i kuriera. Dodatkowo na nowej stronie będzie również funkcjonowała zaawansowana analityka z przepływem ofert wyłącznie w systemie, dzięki czemu znacznie więcej operacji będzie się odbywało w sposób zautomatyzowany.

R.T. A jak wyglądają plany odnośnie ekspansji na pozostałe rynki?

P.K: Aplikacja i nowa strona to jeszcze głębsze wejście w global. Chcemy wciąż rozwijać się na rynku europejskim i może również w Azji. Coraz częściej docierają do nas głosy mówiące, że ogromny potencjał tkwi w rynku indyjskim, gdzie sektor przesyłek jest mocno nieuregulowany i wymaga mówiąc najprościej „ogarnięcia”. Może spróbujemy się z tym zmierzyć. Ale póki co wciąż mamy bardzo wiele do zrobienia na polskim rynku.

R.T: Dziękuję za rozmowę

P.K. Dziękuję.