Po wprowadzonym w połowie września do dokumentacji Kodeksie Postępowania Linuxa CoC (Code of Conduct) podniósł się internetowy szum o końcu kariery jego twórcy. Kodeks wprowadził bardzo restrykcyjne zasady dotyczące trollowania oraz odniesień seksistowskich czy rasistowskich. Po wprowadzeniu kodeksu społeczność Linuxa ma się stać otwarta na wszelkie płcie, rasy, orientacje, tożsamości, niepełnoprawności fizyczne i umysłowe.

Twórca Linuxa, znany ze swojego ciętego języka, usunął się w cień, czyli poszedł na urlop, tłumacząc to „koniecznością pracy nad własnym charakterem i empatią”. Stało się to po upublicznieniu nowej wersji oprogramowania 4.19 i oskarżeniach o seksizm w linuksowej społeczności oraz w całym ruchu Open Source.

Burza w szklance wody

O merytokracji jako napędzie tego ruchu pisała w maju 2018 transseksualna programistka C.A.Ehmke. Z opublikowanego przez nią na GitHubie manifestu wynikało, że czas skończyć z usprawiedliwianiem toksycznych ludzi, komentarzami godzącymi w równość płci czy w środowisko LGBT, nawet kosztem kompetencji. Wielki wkład w projekt czy doskonałość kodu nie mogą być celem samym w sobie. Musi być różnorodność płci i orientacji seksualnych w środowisku nawet za cenę jakości kodu.

Tak postawione zasady wymagają przeorientowania całej społeczności, zmian w myśleniu programistycznych „geniuszy”, często bardzo zamkniętych na inne środowiska czy obrażających innych. Ale też czy przy okazji nie wylewa się dziecka z kąpielą? Może „geniusze” mają swoje przywileje?

List otwarty do BBC

Wypowiedział się o tym sam Linus Torvalds w liście otwartym do BBC sprzed kilku dni, gdzie skomentował całą wrzawę. Usprawiedliwiał się, przyznając iż jego cięty i bezpośredni język może ranić wiele osób, jego niechęć do politycznej poprawności już jest nie do obrony. W bardzo wyważonym liście zwrócił uwagę również na to, iż jego brak poprawności w tym względzie nie oznacza, że staje on po stronie homofobów i tych, którzy używają wulgarnego nacjonalistycznego języka. Podkreślił, że zależy mu na jakości kodu. – Próbuję pozbyć się swoich wybuchowych reakcji i być bardziej uprzejmy, ale to, co technicznie złe jest wciąż technicznie złe i nie będę akceptował złego kodu tylko po to, by ludzie czuli się ze sobą lepiej – napisał.

Drugie dno

Smaczku całej sprawie nadaje wypowiedź Richarda Stallmana (prezesa fundacji wolnego oprogramowania) o nieakceptowaniu nowego kodeksu przez agentów FBI i NSA. Czyżby w tym całym zamieszaniu i dążeniu do równości w dostępie do kodu chodziło tylko o „backdoory” dla amerykańskich służb?