Na te i więcej pytań odpowiedział nam Maciej Krzysztoszek, prezes European Fintech Forum, organizacji zrzeszające podmioty z branży Fintech. Rozmowę przeprowadził Rafał Tomaszewski.
Czytaj także: Loukas Notopoulos: Mamy wszystko, by stać się Nevadą Europy
Rafał Tomaszewski: Cześć Maćku! Na początek może powiedziałbyś czym zajmuje się organizacja European Fintech Forum? Jaka jest Wasza misja?
Maciej Krzysztoszek: Witaj. Powiedziałbym, że EFF to jest takie miejsce, w którym zderzają się nowe technologie. W naszej organizacji osoby zainteresowane tymi technologiami spotykają się z firmami, które tworzą innowacyjne rozwiązania na rynku finansowym oraz z szeroko pojętymi interesariuszami rynku FinTech. Fundacja powstała po to, aby z jednej strony wspierać rozwój innowacji finansowych w Polsce, a z drugiej by wspierać innowatorów, czyli firmy zajmujące się tymi innowacjami.
Dostrzegamy duży potencjał osobowy i gospodarczy do tworzenia innowacji finansowych w Polsce, a następnie do ich wdrażania i rozwijania. My, jako konsumenci, obywatele – ci nieprofesjonalni uczestnicy rynku finansowego też mamy duży potencjał, by z tych wszystkich rozwiązań korzystać – wskazują na to chociażby dane o liczbie użytkowników płatności mobilnych, czy o tym, jak szybko zyskuje na popularności Profil Zaufany. Lubimy technologie i innowacje, które ułatwiają nam życie, a teraz chętnie je testujemy także na rynku finansowym.
R.T.: No właśnie, więc jak to jest z polskim Fintechem? Dużo się słyszy, że polskie startupy są mocne, że nasz rynek chętnie chłonie te technologie. Ciekawi mnie też Twoja opinia o tym, jak to wygląda u nas pod względem regulacji? Czy naprawdę jesteśmy tacy mocni, czy jednak są to może trochę przesadzone opinie?
M.K.: Wydaje się, że jesteśmy mocni, a na pewno mamy potencjał do tego, aby takimi być, ponieważ jak spojrzymy na wartość tego rynku to zgodnie z raportem Deloitte jest on już wart tylko w Polsce 860 milionów euro, natomiast w całym obszarze Europy Środkowo-Wschodniej 2,2 miliardów euro. To pokazuje, że nasz rynek jest najbardziej chłonny w regionie i mamy podstawy do tego, żeby sądzić, że możemy być liderem w tworzeniu innowacji finansowych.
Dlaczego? Dlatego, że po pierwsze – nasi innowatorzy tworzą bardzo ciekawe rozwiązania na rynku, mimo braku wsparcia ze strony administracji publicznej. Tymczasem mamy potencjał, żeby stworzyć w Polsce pewnego rodzaju hub innowacyjny, który byłby akceleratorom dla wszystkich rozwiązań i takim punktem wyjścia do zaoferowania tych innowacji finansowych w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Dwa – to wydaje się, że po stronie administracji publicznej jednak jest duża chęć współpracy – od pewnego czasu obserwujemy prace, które się toczą w Ministerstwie Cyfryzacji i Ministerstwie Rozwoju, ale też po stronie Ministerstwa Finansów i Komisji Nadzoru Finansowego. Od początku tego roku funkcjonuje zespół roboczy przy KNF do spraw rozwoju innowacji finansowych. Jeszcze przed wakacjami zespół zidentyfikował bariery rozwoju rynku Fintech w Polsce, a teraz rozpoczną się kluczowe prace z punktu widzenia tego sektora. I będziemy je z uwagą obserwować.
Natomiast jeżeli spojrzymy w szerszym kontekście, czyli na prace zmierzające w kierunku cyfryzacji naszej gospodarki i tego, by była ona jak najbardziej innowacyjna, to bez wątpienia obserwujemy zdecydowane przyspieszenie. Pierwszą styczność z cyfrową gospodarką, czy e-administracją Polacy mieli w momencie, kiedy pojawiły się e-Deklaracje. I to był sukces, ten pierwszy kamień milowy, który pokazał, że możemy w jakimś obszarze przenieść naszą relację z urzędami do sieci i chętnie to robimy.
Cyfryzację administracji i społeczeństwa efektywnie wspiera współpraca administracji publicznej z podmiotami rynku finansowego np. z bankami, za pośrednictwem których możemy składać wnioski w programie 500+ czy właśnie zakładać Profile Zaufane bez konieczności potwierdzania naszych danych w placówkach ZUS lub oddziałach bankowych. To są takie rozwiązania fintechowe, które faktycznie prowadzą nas w stronę gospodarki cyfrowej. Dlatego, w moim przekonaniu – jeśli dalej będzie takie proaktywne nastawienie ze strony administracji publicznej – to bardzo szybko możemy uwolnić potencjał innowatorów w Polsce.
Czytaj także: To tylko chwilowe załamanie. Kryptowaluty wracają na prostą
R.T.: Skoro już poruszyłeś temat cyfrowej rewolucji – jak to u nas wygląda w porównaniu do innych krajów? Na jakim etapie jest Polska i jakie kraje przodują w tym procesie?
M.K.: Środek ciężkości w cyfrowej gospodarce przesuwa się zdecydowanie na Zachód. Takie kraje jak Wielka Brytania czy nawet Hiszpania lub Francja, nie wspominając o krajach skandynawskich – to są gospodarki, które już dawno postawiły na procesy digitalizacji i stawiają na e-administrację. Widać to w statystykach. Spójrzmy przykładowo na Walencję, która jest niedużym miastem, ale ponieważ postawiła na e-administrację i ograniczyła udział papieru w obiegu, zaoszczędziła w pierwszym półroczu 100 milionów euro. To są pieniądze, które można dość realnie przeznaczyć na inne cele i efektywnie je zagospodarować.
Czytaj także: European Fintech Forum – raport „Polska cyfrowa”
Jeśli zaś spojrzymy już na takie typowo fintechowe rozwiązania, to w skali światowej oczywiście wyłania się kilka krajów, które są liderami – niezmiennie jest to Wielka Brytania jako ten niedościgniony lider, chociaż bardzo blisko jest też Singapur, Australia, Stany Zjednoczone czy Szwajcaria. To są kraje, które stawiają na innowacje finansowe, a w części z nich funkcjonuje także piaskownica regulacyjna lub reżim prawny zbliżony do niej, czyli tzw. huby innowacyjności. Właśnie nad takim rozwiązaniem trwają teraz prace w polskiej Komisji Nadzoru Finansowego.
A po drugie, budowa piaskownicy umożliwiłaby zniesienie części barier, które hamują dziś rozwój rynku FinTech – mam tu na myśli m.in. bariery komunikacyjne, proceduralne czy legislacyjne. Fintechowe podmioty funkcjonują w dużej niepewności prawnej i wyraźniei to sygnalizują. Są także bariery – powiedziałbym – natury interpretacyjnej, bowiem poruszamy się w jakimś reżimie prawnym, ale środowisko fintechów nie do końca ma świadomość czy ono podlega tym przepisom prawa. Dotyczy to szczególnie wymogów licencyjnych, w odniesieniu do których nie do końca wiadomo, czy fintechy powinny je spełniać, czy nie. Wydaje się, że piaskownica regulacyjna może te bariery zlikwidować.
Czytaj także: Krzysztof Góral, Urząd KNF – FinTechy nie zagrażają rynkowi finansowemu w Polsce
R.T.: Skoro już mówimy o innych krajach, to Polska jest jednym z takich rynków, który znajduje się w ścisłej czołówce popularności płatności bezgotówkowych. Przy kwestii cyfrowej gospodarki nie wymienialiśmy jednak naszego kraju. Czy sferze płatności faktycznie można nas umiejscowić gdzieś obok Wielkiej Brytanii lub Szwecji? Czy w tej kwestii wyprzedzamy takie kraje jak Niemcy, Hiszpania, czy nawet Stany Zjednoczone?
M.K.: Tak, ponieważ musimy oddzielić proces cyfryzacji gospodarki od procesów technologicznych na rynku finansowym. Oczywiście do osiągnięcia celu, jakim jest Polska cyfrowa, jeszcze nam wiele brakuje, natomiast perspektywy są bardzo dobre z uwagi na chęć działania ze strony administracji publicznej. Jeśli jednak spojrzymy na to, co się dzieje na rynku finansowym i postęp, który ma miejsce, to rzeczywiście plasujemy się w czołówce krajów, które stosują tak zaawansowane rozwiązania na rynku finansowym.
Możemy też pokusić się o pytanie, czy tak zaawansowany sektor bankowy nie stanowi ograniczenia dla FinTechu. Otóż nie. W mojej ocenie fakt, że banki mają w sobie duży potencjał do rozwoju innowacji finansowych, jest polem do współpracy ze środowiskiem FinTech. Zresztą nie wszystkie banki organicznie rozwijają innowacje finansowe, często korzystają właśnie z tych pomysłów, które się pojawiają wśród fintechów, także początkujących startupów.
R.T.: Wróćmy może jednak do e-administracji. Co myślisz o mDokumentach? Czy to się przyjmie u nas? Czy ludzie będą chcieli z tego korzystać?
M.K.: Mam nadzieję, że tak, bo to ciekawa inicjatywa, choć zweryfikują ją najbliższe lata. Kluczowe będzie przekonanie obywateli do korzyści, jakie niosą ze sobą mDokumenty, czyli że to rozwiązanie jest wygodne i bezpieczne. Brzmi znajomo, prawda? Bo w ten sam sposób konsumenci przekonali się do obrotu bezgotówkowego.
R.T.: Jakie korzyści mają wynikać z tego, że korzystalibyśmy z dokumentów w smartfonie, a nie musielibyśmy ich nosić w portfelu?
M.K.: Dokładnie takie same jak w przypadku płatności mobilnych. Główną zaletą mDokumentów jest wygoda. Moglibyśmy zapomnieć o noszeniu ze sobą tych wszystkich plastików, bo zindywidualizowne dane byłyby nawet nie w naszym telefonie, ale w centrum przechowywania danych, a sam telefon byłby zaledwie pośrednikiem w udostępnianiu tych informacji. Mianowicie, w momencie, kiedy przychodzimy do urzędu i stajemy przed koniecznością potwierdzenia tożsamości, urzędnik na podstawie naszego numeru PESEL zgłasza zapytanie do Centralnego Rejestru. Następnie, Centralny Rejestr wysyła nam potwierdzenie na telefon ze specjalnym kodem, który przekazujemy urzędnikowi. Otrzymany kod otwiera dostęp do danych w Rejestrze. Takie rozwiązanie wydaje się bardzo wygodne z punktu widzenia petenta.
Pamiętajmy jednak, że projekt jest na razie na etapie testowym w czterech miastach w Polsce. Niedługo powinniśmy poznać pierwsze efekty. O ile w płatnościach bezgotówkowych zrobiliśmy naprawdę duży postęp, o tyle zachodzi pytanie, czy ta absorbcja nowości technologicznych przełoży się też na sferę formalno-urzędową.
R.T.: Ministerstwo Finansów potwierdziło ostatnio, że prace nad wprowadzeniem eParagonów postępują zgodnie z planem. Ich wprowadzenie ma nastąpić w styczniu 2018 roku. Co myślisz o tym rozwiązaniu? Co to zmieni dla obywateli? Jakie korzyści może przynieść?
M.K.: E-paragony moim zdaniem są jednym z ciekawszych rozwiązań, jakie niebawem zostaną wdrożone. Pamiętajmy, że to nie będzie rozwiązanie obligatoryjne, ale dobrowolne, tzn. każdy będzie mógł zdecydować, czy chce otrzymać paragon drukowany tak jak do tej pory, czy paragon elektroniczny. Jeżeli zażyczymy sobie paragon elektroniczny, to sklep wyśle go do centralnego repozytorium prowadzonego przy Ministerstwie Finansów i dopiero stamtąd zostanie nam przekazany w formie e-mailowej lub na specjalną aplikację w smartfonie.
R.T.: W podobnym kierunku powinniśmy iść również z fakturami, prawda? Wciąż dużo faktur wystawianych jest na papierze. Jak wygląda sytuacja z e-fakturami?
M.K.: Przede wszystkim e-faktury trzeba odróżnić od e-faktur ustrukturyzowanych, ponieważ e-faktury w klasycznym rozumieniu już funkcjonują w obiegu. Przyjmuje się, że e-fakturą może być po prostu skan faktury przesłany mailem. Natomiast w projekcie e-faktur ustrukturyzowanych chodzi o to, żeby takie faktury można było wystawiać bez ingerencji człowieka. Prace nad tym rozwiązaniem dla administracji publicznej trwają, a Ministerstwo Rozwoju szacuje, że już w przyszłym roku udział e-faktur ustrukturyzowanych w obiegu może wynieść 9% i ma stopniowo rosnąć.
Zobaczymy, jaki będzie efekt tych prac, bowiem, żeby e-faktury ustrukturyzowane zaczęły funkcjonować, potrzebna jest platforma dedykowana administracji publicznej. Warto kibicować temu projektowi, bo może przynieść nie tylko wygodę dla uczestników obiegu, ale przede wszystkim duże oszczędności dla budżetu, wynikające z ograniczenia kosztów dla funkcjonowania administracji publicznej. Finansowe zalety odczują też przedsiębiorstwa, bo jednak koszt obsługi e-faktury ustrukturyzowanej jest znacznie niższy od faktury papierowej.
Czytaj także: Władimir Putin – Ten kto opanuje AI będzie rządził światem
R.T.: To wszystko brzmi pięknie, ale wiele osób podważa bezpieczeństwo takich rozwiązań. Jeżeli nasze dane osobowe w ramach mDokumentów przetrzymywane są w jednym miejscu, to teoretycznie wystarczy złamać zabezpieczenia i można wykraść informacje o milionach obywateli. Czy faktycznie są takie zagrożenia? Czy jest się czego obawiać?
M.K.: Z bezpieczeństwem jest tak, że nikt nie może nam go w stu procentach zagwarantować, a zwłaszcza na rynku finansowym, gdzie w obiegu funkcjonują środki pieniężne. Podobnie nie zagwarantuje nam go w pełni administracja cyfrowa, ale bez wątpienia zabezpieczenia stosowane przy takich centralnych rejestrach ograniczają ryzyko do minimum. Innymi słowy – wydaje się, że przetrzymywanie takich danych w chmurze czy w Centralnym Rejestrze jest znacznie bezpieczniejsze niż noszenie dokumentów w portfelu, ponieważ stopień i liczba stosowanych rozwiązań chroniących przed dostępem osób trzecich do danych jest bardzo wysoki.
R.T.: Kolejne pytanie będzie bardziej przyszłościowe i podniosłe. Dlaczego te idee paperless i cashless są takie istotne? Co to może zmienić w kształtowaniu „społeczeństwa przyszłości”? Jaki wpływ może to też mieć na życie zwykłych ludzi?
M.K.: Cały świat podąża w stronę społeczeństwa cyfrowego, w stronę gospodarki cyfrowej i gospodarki opartej na danych. To się dzieje nie tylko w Polsce czy w regionie Europy Środkowo Wschodniej, ale na całym świecie. Nie mam wątpliwości, że wdrażanie takich idei jak ograniczanie papieru, czyli paperless, czy ograniczenie obrotu gotówkowego, czyli cashless, jest trendem, który Polska powinna wykorzystać, by rozwijać gospodarkę i stawać się coraz bardziej konkurencyjnym graczem w światowej układance.
To, że my dzisiaj możemy wdrażać idee takie jak paperless czy cashless, jest dla nas ogromną szansą, którą musimy wykorzystać. Nasza gospodarka ze względu na uwarunkowania historyczne pozostawała długi czas oddalona w rozwoju gospodarczym od innych gospodarek, dalece bardziej rozwiniętych na rynku finansowym, a tym samym też bardziej konkurencyjnych.
Dlatego wracając do myśli z początku naszej rozmowy, uważam, że mamy duży potencjał, by stać się ważnym graczem na cyfrowym rynku, a wszystkie czynniki otoczenia gospodarczego, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, nam to umożliwiają. W regionie Europy Środkowo-Wschodniej jesteśmy najbardziej zaawansowani technologicznie na rynku finansowym, a nasza administracja podejmuje rękawicę w tym wyścigu. Dostrzegam dużą wolę zarówno ze strony administracji publicznej, jak i ze strony społeczeństwa, by wdrażać wszystkie rozwiązania, o których rozmawiamy.
R.T.: Polska nie jest jedynym krajem, który chce wykorzystać tą cyfrową rewolucję. Aktywnie na tym polu działają też Kraje Bałtyckie – między innymi Estonia i Łotwa. Na przykład w Estonii można uzyskać status e-rezydenta, dzięki wypełnieniu formularza na stronie rządowej. Dzięki temu można w Estonii otworzyć firmę albo założyć konto w banku, nie stawiając nawet nogi w kraju ze stolicą w Tallinie.
Twórcą tego rozwiązania jest poprzedni prezydent Estonii, który stwierdził, że każdy kraj powinien podążać w tym kierunku – stworzyć cyfrowe społeczeństwo. Czy uważasz, że jest to krok w dobrym kierunku? Może Polska również powinna zainteresować się takim rozwiązaniem?
M.K.: W Estonii żyje mniej więcej tyle ludzi, ile w samej Warszawie. I to już powinno dać nam do myślenia, czy wszystkie kraje na świecie powinny podążać w tym samym kierunku. Pomysł jest na pewno bardzo ciekawy, ale wydaje mi się, że lepiej sprawdza się w krajach z mniejszą liczbą ludności, które chcą stymulować rozwój swojej gospodarki. Oczywiście nie twierdzę, że Polska nie powinna pomyśleć nad takim rozwiązaniem. Każdy pomysł, który odciąża administrację i jej interesariuszy od formalności czy zmniejsza nakład pracy, jest godny uwagi.
Estonia sama w sobie jest ciekawym przypadkiem. Niedawno tamtejszy rząd oznajmił, że rozważa wprowadzenie swojej kryptowaluty – Estcoina, która miałaby przyciągać zagraniczne inwestycje oraz zachęcać do prowadzenia tam działalności gospodarczej. Realizacja pomysłu wydaje się być dość realna ze względu na wyjątkowo dobrze rozwinięty system e-usług.
Ale wracając do pytania, społeczeństwa cyfrowe już istnieją i pozostawanie obok nich w dłuższej perspektywie nie ma sensu, bo oznacza izolację i utratę konkurencyjności. Wszyscy bierzemy w tym procesie udział, nawet jeśli nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę.
R.T.: Dziękuję za rozmowę.
M.K.: Dziękuję.