A jednak, wiele wskazuje na to, że to prawda – do takich rewelacji doszli dziennikarze Guardiana i New York Times. Sprawę opisał serwis vice.com.

Granicząca z Indiami, Pakistanem, Afganistanem, Tadżykistanem, Mongolią, Kirgistanem i Rosją zachodnia chińska prowincja Sinciang w 45% zamieszkiwana jest przez wyznających islam Ujgurów. Łączna populacja to 21 mln osób – niewiele jak na Chiny. Na jej powierzchni spokojnie zmieściłyby się Francja, Niemcy, Polska i Czechy. Sinciang słynie z pięknych widoków, Ujgurów, a ostatnio także z powodu praktyki instalowania aplikacji szpiegowskich w smartfonach turystów.

Spokojnie, to tylko rutynowa aplikacja szpiegowska

Turyści przekraczający granicę prowincji prócz standardowej kontroli granicznej, czyli okazania dokumentów oraz tego co mają w bagażu i kieszeniach, mają także obowiązek oddać celnikowi telefon na rutynową kontrolę.

Jest to dalekie od OK, ale jeszcze większe oburzenie wywołuje fakt, że celnik nie tylko sprawdza czy model danego telefonu nie przypomina bomby, ale także instaluje na nim oprogramowanie szpiegujące o nazwie BXAQ – znane także pod nazwami „CellHunter” lub „MobileHunter”. Sprawa dotyczy telefonów z Androidem, ale to wcale nie oznacza, że fani iOS mogą być spokojni.

Raz zainstalowane oprogramowanie otrzymuje dostęp do kalendarza, wiadomości tekstowych i kontaktów, które natychmiast przekazuje do „centrali”. Co więcej – nie jest to ukrywająca się aplikacja. Ikona aplikacji wyświetla się na ekranie zupełnie jak inne – sugerując przy tym, że została zaprojektowana tak, by właściciel smartfona mógł ją bez obaw usunąć zaraz po oddaniu telefonu przez pracowników służby granicznej.

Smartfony faktycznie zmieniły świat.