Większość państw UE ostrożnie podchodzi do kwestii kryptowalut. Obowiązująca retoryka instytucji państwowych sprowadza się do uznania technologii blockchain za coś wartego uwagi i wsparcia do rozwoju, podczas gdy same kryptowaluty raczej traktowane są z dużą nieufnością. Jej wspólnym mianownikiem jest nie tylko brak kontroli nad polityką kryptomonetarną, ale przede wszystkim ich wykorzystaniem przez przestępców (od ukrywania dochodów, prania brudnych pieniędzy po terroryzm).

Czytaj także: NBP i KNF ponownie ostrzegają przed Bitcoinem

Białoruś chce przyciągnąć inwestorów z branży IT

Białoruś to sąsiad Polski, o którym większość Polaków wie jedynie tyle, że taki kraj istnieje i rządzi tam Aleksander Łukaszenka. Kryzys walutowy z 2011 roku mocno dał się we znaki Białorusinom. Wysoka inflacja w 2011 i 2012 roku doprowadziła do spadku realnej wartości wynagrodzeń o ponad połowę. Potwierdziło to wówczas przywiązanie naszych wschodnich sąsiadów do twardej waluty – kto myśli i słucha miał dolary poukrywane w poduchach. Łukaszenka ratował gospodarkę trudnymi negocjacjami z Moskwą i otwarciem linii kredytowej w Chinach, dla których to doskonała okazja by kupić tanio zasoby gospodarcze kraju będącego uciążliwym partnerem nawet dla Putina.

Czytaj także: Bank zamknął konto za handel kryptowalutami. Bitcoin jest nielegalny?

Zwrot w kierunku kryptowalut trudno uznać za poważny zamysł strategiczny w kierunku digitalizacji kraju. Obecnie tworzenie rozwiązań e-obywatelskich to konieczność i państwo, które wstrzymuje się z inwestycjami w tym zakresie po prostu marnuje potencjał. W przypadku ruchu z legalizacją kryptowalut raczej chodzi akceptację powszechnych czynności dokonywanych przez obywateli a taką jest wymiana rubla na każdą inną powszechną i uznaną walutę oraz o przyciągnięcie zagranicznego kapitału. Tego bardziej naiwnego.

*Firmy zamiast emitować akcje lub obligacje na rynku regulowanym mogą wyemitować cyfrowe tokeny, których wartość zależna jest od wartości spółki emitenta (ICO).

Grafika: Pixbay