Bolt, wcześniej znany jako Taxify, odczuł skutki pandemii. Ograniczenia w przemieszczaniu się oraz spadek aktywności ekonomicznej odbiły się na przychodach spółki, która – podobnie jak Uber czy Lyft, „żyje” z mobilności społecznej. Firma odnotowała spadek przychodów na poziomie 75%, ale nie zamierza przeprowadzać redukcji zatrudnienia.

Lockdown uderza w ride-sharing

Markus Villig, współzałożyciel i dyrektor generalny Bolta wskazał, że firma od początku swojej działalności miała „oszczędne” podejście do biznesu. Niemniej, Bolt nie wyklucza, że dojdzie do zwolnień w późniejszym terminie. Kluczowe jest otwarcie gospodarek – im później to nastąpi, tym większe ryzyko redukcji. Na początku roku Bolt otrzymał 50 mln euro pożyczki od Europejskiego Banku Inwestycyjnego – środki te mają pomóc firmie w ekspansji na rynki europejskie, które dotąd były zdominowane przez amerykańskiego Ubera.

Przypomnijmy, że tydzień temu Uber zapowiedział zwolnienie 3700 pracowników. Szef Ubera Dara Khosrowshahi zrezygnował z wynagrodzenia do końca 2020 roku. Nic dziwnego – liczba przejazdów Uberem spadła o 85% względem analogicznego okresu rok temu. Również Lyft planuje zwolnienia – pracę straciło 17% zatrudnionych.