Kierowcy Ubera coraz głośniej mówili, że czują się oszukiwani przez firmę. Chodzi tutaj oczywiście o niejasności w kwestii zabieranych im procentów zarobków. Okazuje się jednak, że Travis Kalanick ma inne plany i są one wymierzone w kieszenie klientów.

Czytaj także: Zniesienie opłat za roaming? Polacy wciąż nie zapłacą mniej

Jak to ma działać w praktyce? Kwestia cen w Uberze

Jeżeli zamówimy kurs z bogatej dzielnicy do innej bogatej części miasta, to wtedy Uber ma naliczyć nam wyższą opłatę. Relatywnie – jeżeli poruszamy się po mniej zamożnych dzielnicach, to wtedy zapłacimy mniej. Chodzi tutaj o tak zwany mnożnik, czy jak kto woli przelicznik cenowy. Uber już od dawna stosuje dynamiczny cennik. Oznacza to, że opłaty nie są stałe, tylko uzależnione od warunków.

Z tego powodu za przejazd w sylwestrową noc zapłacimy więcej niż za transport 24 godziny wcześniej. Ceny w Uberze wzrastają proporcjonalnie do zainteresowania usługą. Jeżeli więc dużo ludzi zamawia przejazdy w aplikacji, to wtedy usługa staje się droższa. Uber nie stosuje jednak taryfy nocnej, czyli tej na której dużo zarabiają taksówkarze.

Z technologicznego punktu widzenia nie jest to żaden problem. Daniel Graf, jeden z dyrektorów Ubera mówi, że firma musi podejmować takie działania, jeżeli chce utrzymać się na rynku. Nie wiadomo kiedy system pobierania opłat w zależności od zamożności klienta wyjdzie poza granicę USA, ale wygląda na to, że właśnie tak będzie kształtowała się polityka cenowa firmy.

Czytaj także: FinTech na ratunek marihuanie

Czy Uber nas oszukuje?

Czy jest to niesprawiedliwe? Zapewne tak. Czy jest to oszukiwanie klientów? Raczej nie. Każdy kto kiedykolwiek korzystał z Ubera wie, że podczas zamawiania przejazdu w aplikacji od razu widzimy przybliżoną cenę usługi. Dopiero po jej zatwierdzeniu przyjedzie po nas kierowca.

Wyższe opłaty dla bogatych to przecież nic nowego. W większości krajów na świecie osoby o wyższym dochodzie płacą wyższe podatki – również w Polsce. W pierwotnym modelu handlu sprzedawcy też ustalali wyższe ceny dla osób bardziej zamożnych. Dla osoby bogatej różnica 2 dolarów jest praktycznie nieodczuwalna, a zarobki dla Ubera mogą być znacznie wyższe.

Z drugiej strony to nie pieniądze mogą być problemem, tylko utrata społecznego zaufania. Glen Weyl z Microsoft powiedział Bloombergowi, że Uber mocno ryzykuje utratę zaufania klientów. Szczególnie w obliczu całej akcji #DeleteUber.

Z socjologicznego punktu widzenia, społeczeństwo prędzej zaakceptuje podwyższenie cen jedynie dla osób bogatych. Uber powinien przede wszystkim skupić się na tym, aby jak najszybciej wprowadzić tańsze opłaty dla osób biedniejszych. Wtedy mogą naprawdę zyskać na zmianie polityki cenowej.

Równolegle w Polsce toczą się dyskusję na temat przyszłości firmy Kalanicka. Wydaje się, że polski rząd nie ulegnie namowom taksówkarzy i kierowców Ubera nie obejmą te same regulacje. Możemy się jednak doczekać nowej licencji i specjalnych przepisów dla domorosłych kierowców – prawo dżungli dobiega końca.