Ostatecznie crowdfunding nie uratował Białej Gwiazdy, ale pomógł w podreperowaniu dziurawego budżetu i w spłacie niektórych zobowiązań. Temat stracił ważność, ale crowdfunding nie przestał się rozwijać. Z tygodnia na tydzień rośnie liczba spółek, które tym kanałem chcą pozyskać finansowanie na rozwój.

Zwiększeniu uległo zainteresowanie bardziej profesjonalnych inwestorów indywidualnych, ale też zupełnych amatorów. Pojawiło się także wiele komentarzy eksperckich, a także opracowania KNF-u, które z jednej strony potwierdzają legalność funkcjonowania platform crowdfundingowych, a z drugiej – ostrzegają konsumentów przed pochopnymi decyzjami inwestycyjnymi. Tutaj warto postawić sobie pytanie, czy crowdfunding to wciąż zabawa, czy już poważne inwestowanie?

Crowdfunding jest legalny

Można wyróżnić kilka rodzajów crowdfundingu, jednak nas najbardziej interesuje crowdfunding inwestycyjny. Jak to działa? Platforma crowdfundingowa publikuje ogólne informacje na temat emitentów i emisji akcji, a bardziej szczegółowe dane dostępne są już na stronie samych emitentów. Proces zakupu akcji odbywa się całkowicie online. Rejestrujemy się w serwisie, wybieramy kwotę inwestycji i dokonujemy wpłaty. Innymi słowy, inwestorem możemy zostać w zaledwie kilka minut.

Zgodnie z najnowszym stanowiskiem Komisji Nadzoru Finansowego działalność platform crowdfundingu inwestycyjnego nie podlega szczególnym regulacjom w zakresie ich tworzenia i funkcjonowania, a tym samym jest prowadzona na podstawie art. 8 ustawy Prawo przedsiębiorców. Wskazuje ono, że przedsiębiorca może podejmować wszelkie działania, z wyjątkiem tych, których zakazują przepisy prawa. Crowdfunding jest więc legalny. To bardzo ważny komunikat ze strony Urzędu.

Niestety wciąż istnieją pewne ograniczenia

W ten sposób można pozyskać kapitał w wysokości maksymalnie 1 mln euro. Na taką kwotę możliwe jest przeprowadzenie oferty publicznej bez prospektu lub memorandum. Niewykluczone, że niebawem limit ten zostanie zwiększony. W nieśmiałych planach podaje się kwotę od 4 mln euro do 8 mln euro.

Wróćmy na chwilę do wspomnianego przykładu Wisły Kraków. Dzięki emisji akcji na platformie Beesfund „Biała Gwiazda” pozyskała 4 mln złotych w zaledwie jedną dobę. Łącznie udziały w krakowskim klubie nabyło ponad 9 tys. akcjonariuszy, którzy nabyli 40 tys. akcji Wisły Kraków – czyli trochę ponad 5% wszystkich udziałów spółki.

4 mln złotych w 24 godziny na pewno robią wrażenie, ale ostatecznie to i tak okazało się kroplą w morzu potrzeb bowiem długi „Białej Gwiazdy” wynosiły ponad 80 mln złotych. Czy na tej podstawie można dojść do wniosku, że crowdfunding nie zasługuje na miano poważnego inwestowania? Do wyciągnięcia takich wniosków jeden medialny przykład to za mało.

Crowdfunding goni NewConnect

Jak do tej pory, za pośrednictwem największej platformy crowdfundingu inwestycyjnego Beesfund udało się zebrać trochę ponad 22 mln złotych. Możliwe, że niebawem debiuty crowdfundingowe prześcigną wartością te na NewConnect, co z jednej strony obnaża ten rynek, z drugiej nobilituje crowdfunding, a z trzeciej – potwierdza tezę, że wprowadzenie prostej spółki akcyjnej do Kodeksu Spółek Handlowych nawet jeśli nie jest najlepszym pomysłem, to należy do tych z gatunku „koniecznych”.

Niemniej, o czym niestety zapominają inwestorzy amatorzy, akcje nabyte w ramach emisji na platformach crowdfundingowych, nie są nigdzie notowane. Można je sprzedać lub dokupić, ale jest to trudne, bo wymaga sparowania z innym posiadaczem lub potencjalnym nabywcą. To komplikuje bieżącą wycenę akcji, dla laika czyni ją wręcz niemożliwą do wykonania. Bardzo wielu „nowych inwestorów”, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, potem może tego żałować.

Z kolei osoby, które doskonale się w tym orientują, raczej nie będą angażować się ze znacznymi kwotami traktując crowdfunding jako eksperymentalną formę rozrywki o dużym ryzyku. Kilkaset złotych, maksymalnie kilka tysięcy – nic ponad to, co można stracić i nie ogłaszać potem upadłości konsumenckiej.

Są jeszcze tzw. „grube ryby”, czyli poważni inwestorzy, którzy mają znacznie więcej kapitału. Jednakże śledząc oferty na platformach crowdfundingowych, raczej wątpliwym jest by duży inwestor wybrał tę opcję inwestycji – oni wybierają inne ścieżki, które gwarantują im realny wpływ na spółkę.

Istotnych kwestii w temacie crowdfundingu jest wiele. Nie zapominajmy, że Polska nie jest samotną wyspą i konkurencja między platformami ma charakter globalny. Po co bawić się w emisje w Polsce, skoro w USA na Kickstarterze można uzyskać znacznie lepszy efekt, bo zwyczajnie jest więcej inwestorów? Stąd komentarze eksperckie o konieczności specjalizacji sektorowej platform crowdfundingowych np. platforma dla startupów medycznych, fintechów, itp., które budowałyby wokół siebie społeczności zaangażowanych inwestorów. Czy to przekreśla szanse polskich platform? Oczywiście nie, ale warto mieć to na uwadze.

Jakość, ilość, reputacja

O tym, czy jest to zabawa czy coś poważniejszego wartego systemowej inkubacji, decydować będą same firmy, które zdecydują się na pozyskanie kapitału za pośrednictwem crowdfundingu w Polsce. Im więcej z nich będzie odnosić sukces, transparentnie i rzetelnie informować o swoich wynikach, planach, a czasem też problemach, tym lepiej dla nich. Pokus będzie wiele i niewykluczone, że wszystko będzie dobrze do pierwszej afery, gdy obiecująca Niderlandy firma krzak wszystkich oszuka.

Do tego dochodzi niebagatelna rola samych platform crowdfundingowych – budowanie reputacji wymaga od nich starannej selekcji firm, które nawet jeśli im się nie powiedzie, to nie pozostawią po sobie niesmaku. Kreowanie społeczności i animacja rynku to niemniej ważny element.

Zatem na ten moment ciężko oszacować potencjał i przyszłość rynku crowdfundingu inwestycyjnego w Polsce, ale bez wątpienia jest to branża, która znajduje się na fali wznoszącej. Przynajmniej medialnie.