Pojawia się coraz więcej przesłanek za tym, że Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii odświeża temat e-paragonów i w końcu coś z tego ma wyjść. Przypomnijmy, że ustawa czeka na zielone światło, ale zainteresowane strony nie są jest jeszcze dogadane w kwestii tego, kto miałby być odbiorcą e-paraganów (na 90% bankowość elektroniczna w banku, bo tak najłatwiej) i najważniejsze – kto za to zapłaci i do kiedy. Czekamy na rozwój wypadków – jak zwykle cierpliwie. Tymczasem przypominamy o co w tych e-paragonach chodzi.

Wiedza to klucz do wszystkiego

Rzecz w tym, że sami mało o sobie wiemy. Bywa, że więcej o nas niż my sami, wie bank, producent software w naszym smartfonie tudzież sąsiedzi. Prawda jest taka, że nie wiemy nawet na co wydajemy pieniądze. Prowadzisz dokładną księgowość? Robisz sobie audyty? Podsumowujesz rok tworząc bilans? Zrób test i sprawdź co kupowałeś/aś tydzień temu we wtorek.

Brawo, blisko 9 milionów Polaków ma zainstalowaną aplikację mobilną banku i można coś tam sprawdzić np. 90% sprawdza saldo. O ile bank nie wprowadził jeszcze łupieżczej opłaty za sprawdzanie historii transakcji za tydzień wstecz to jesteś wstanie dowiedzieć się tylko, ile wydałeś pieniędzy i gdzie, ale nie dowiesz się na co. Tak, wciąż trzeba polegać na pamięci własnej bądź świadków. Nie ma informacji o Snickersie za 3,9 zł lub o zupce za 22,5 zł w tajskiej knajpie. Jest tylko pozycja i kategoria, ale nazwy produktu nie znajdziesz choćbyś doszedł w tej aplikacji nawet do tabeli opłat i prowizji.

W teorii banki robią analitykę wydatków i kategoryzują je ze względu na profil działalności przedsiębiorcy, u którego dokonano zapłaty bezgotówkowo. W praktyce działa to źle, jest nieczytelne, występuje masa błędów i pomimo najszczerszych chęci nie pozostaje nic innego jak napisać, że działa to jak działa, czyli na max 30%.

E-paragon to będzie game changer

Gdyby e-paragon trafił do bankowości elektronicznej to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Analityka wydatków mogłaby się rozwinąć nie tylko o przypisanie nazw produktów do kategorii wydatków, ale przy odrobinie chęci nawet o informacje bardziej szczegółowe np. ile konsumujesz miesięcznie cukru lub soli. Ile zarobił na tobie przedsiębiorca X lub Y?

Dalej mało? Nic szczególnego? To dołóżmy do tego API lub „bank kupuje startupa fintechowego”, który zbiera informacje o cenach (idealny rynek – mokry sen ekonomistów) w czasie rzeczywistym i na podstawie historii zakupów klienta układa mu najbardziej optymalny koszyk zakupów w danym momencie (także w oparciu o geolokalizację).

Ok, ale jak znikną sklepy offline a wszystko będzie dostarczane 24 h to tego typu informacje będą bez znaczenia.Wątpię by tak było, ale nawet jeśli to spokojnie mamy ze 25 lat. Lecimy dalej – koszty papieru w e-commerce. Koniec z wkładaniem papierowego paragonu do paczek. Zwykła wygoda dla sklepów, ale też poważny problem logistyczny. Konieczność wydania paragonu jest też barierą do rozwoju sklepów bez kas! Do tego oczywiste odchodzenie od papierowych paragonów, które w 95% przypadków zostają w sklepie na ladzie. Nie są one istotne dla nikogo prócz urzędu skarbowego. Nikt tego nie czyta, nikt tego nie rozumie.

Prywatna inflacja konsumencka

W przypadku e-paragonu klient będzie wiedział dokładnie, ile zapłacił podatków! Tak, to najprostsza analityka. I teraz kluczowe – będzie też wstanie dokładnie ocenić, czy jego koszyk zdrożał, co konkretnie zwiększyło ceny a co tylko gabaryty. Personalna dokładna informacja o inflacji – nie jakieś tam średnie CPI z TVP czy GUS-u tylko prywatny wskaźnik dla każdego gospodarstwa domowego. Bo czemu dalej inflację mierzyć w ten durny sposób. Jak w czasach sprzed Internetu, a konkretnie komputerów lampowych tudzież na karty perforowane… Dlaczego nie zbierać danych ze sklepów w czasie rzeczywistym skoro i tak każdy produkt jest wklepany do sklepowego systemu ewidencji. Dlaczego nie zrobić takiego JPK dla cen? Co stoi na przeszkodzie?

Współczuje politykom, więc niech się jeszcze dokładnie zastanowią, czy chcą e-paragony. Tradycyjnie zawsze można je odwlec w czasie, co chyba nie byłoby niczym zaskakującym.

Kolejna uwaga. Dużo ludzi byłoby skłonnych za tę usługę zapłacić. Byłaby to ich prywatna księgowość konsumencka.

Banki będą wiedzieć jeszcze więcej

To prawda, ale jakie to ma znaczenie? Dzisiaj na Facebooku, Tinderze, Instagramie, TikToku, etc., ludzie piszą i pokazują takie rzeczy, że w zasadzie nawet próba podjęcia tematu dyskusji o prywatności w społeczeństwie obrażałaby inteligencję osób, które chciałyby w niej brać udział.

Na e-paragon trzeba się będzie zgodzić. Osoby, które z sentymentem podchodzą do swojej specjalnej półki na paragony dalej będą mogły upychać w niej te papierowe świstki. Podobno na rolki od paragonów w ciągu roku wydajemy 100 mln zł, ale w sumie cały koszt gospodarki to ponad pół miliarda. Trudno ocenić więc równie dobrze można napisać, że to dwa miliardy, bo zawsze się czegoś nie uwzględni. Wydatki są duże nawet jeśli wydanie jednego paragonu generuje 0,01 grosza – przy tej skali liczby transakcji robią nam się duże sumy. I są to pieniądze wyrzucone do śmieci. Dosłownie.