W Polsce na początku lat 80-tych skrócono czas pracy z 46 godzin do 42. To był okres, kiedy nie było jeszcze weekendów, a uczniowie chodzili do szkół także w soboty. Z resztą – wolne soboty to był jeden z postulatów Solidarności. W 2001 roku nowelizacją Kodeksu Pracy skrócono czas pracy do 40 godzin, które znamy dzisiaj. Mija prawie 20 lat od ostatniego symbolicznego skrócenia wymiaru czasu pracy i chyba nie ma lepszego momentu do tego, by zacząć dyskusję na temat konieczności zrobienia kolejnego kroku.

Jak długo pracują Polacy?

Nie liczy się to, ile godzin siedzisz w biurze, ale to czy wykorzystujesz je efektywnie. Polacy spędzają w pracy średnio 2 tys. godzin w roku. Do tego należy doliczyć ok. 200 godzin, które poświęcają na dojazd do pracy. Na pracę poświęcamy bardzo dużo czasu. Więcej niż nasi Zachodni sąsiedzi. Wg OECD przeciętny Francuz spędza w pracy ok. 1,5 tys. godzin rocznie, a Niemiec ok. 1,4 tys. To są całe tygodnie „wolnego więcej”.

Część ekonomistów twierdzi, że nie da się skrócić czasu pracy do czasu, dopóki nie zwiększymy wydajności pracy. Tę mierzy się wartością wyprodukowanych dóbr i usług w danej jednostce czasu. W Niemczech produkuje się mercedesy, a w Polsce – wkłady zapachowe do nich. Skoro tak, to nie ma wyjścia i czas pracy nie może ulec skróceniu. Rzecz w tym, że takie podejście to chyba stek bzdur.

W 2001 roku komputery nie były powszechne. Podobnie jak Internet. Telefon komórkowy posiadał raptem co trzeci Polak. Jak w tamtych czasach prowadziło się firmy? Jak zamawiało towary do sklepu? Jak kontrolowało się pracowników, przygotowywało umowy, ustawiało spotkania? Jak pracowano w biurach w czasach, gdy nie było e-maila?

Udawało się. Sposoby komunikacji i przetwarzania danych były mniej zaawansowane, co miało wpływ na wydajność. Dzisiaj w wielu branżach w godzinę można obsłużyć więcej klientów niż kiedyś przez cały dzień – taka jest prawda.

Nie spowodowało to zwiększenia wydajności rozumianej jako wzrost wartości dóbr i usług wyprodukowanych w ciągu godziny. Efektywność uległa poprawie. Wydajność już niekoniecznie, bo ta-  tak naprawdę – tylko w ograniczonym stopniu zależy od pracowników. Bardziej liczy się organizacja pracy w ogóle, dostępne narzędzia i produkt końcowy. Przy czym nie chodzi o jego wartość, ale cenę sprzedaży.

Life balance

Społeczeństwo chce więcej. Szczególnie millenialsi i nie można ich za to winić. Godziwa płaca to standard i to nie podlega dyskusji. Po co marnować sobie życie w pracy, skoro nie ma z tego nawet godziwej płacy? Po co wypruwać sobie żyły dla roboty, w której można zastąpić pracownika w miesiąc? Zdrowy tryb życia, dzieci, rodzina – to są ważne rzeczy, a nie jakieś tam mejle.

Innowacje technologiczne wprowadza się po to, by ludziom żyło się łatwiej. Nie musisz marnować życia w kolejkach do banku czy na poczcie by zapłacić rachunki. Coraz częściej robimy zakupy online. W pracy podobnie – innowacje, optymalizacje, lepsze i efektywniejsze narzędzia. Większość pracowników biurowych spokojnie mogłaby pracować 7 godzin dziennie (bez obniżania wynagrodzenia). Być może nawet krócej. Byłoby to z korzyścią dla nich, tu nie ma żadnych wątpliwości.

W UK obecnie trwa dyskusja o tym, by do końca XXI wieku wprowadzić 4-dniowy tydzień pracy. Myślę, że powinniśmy wprowadzić go do 2030 roku najpóźniej. W Niemczech w ponad 700 firmach Związki zawodowe wywalczyły prawo do 28-godzinnego czasu pracy, z czego skorzystać może nawet 2,8 mln pracowników. I to bez strachu, że ich wynagrodzenie ulegnie zmniejszeniu. Ukraińcy wyjadą z Polski tam, gdzie lepiej płacą i krócej się pracuje. Nawet jeśli dzisiaj ekonomiści są przeciwni, to skrócenie wymiaru czasu pracy na pracodawcach wymusi kryzys demograficzny na rynku pracy.