Zapraszamy na rozmowę z Danielem Majewskim – Menedżerem w dziale Doradztwa Strategicznego, Deloitte. Rozmowę przeprowadził Łukasz Piechowiak.

Łukasz Piechowiak.: Może na początek wyjaśnijmy czytelnikom czym się zajmujecie.

Daniel Majewski (zdjęcie powyżej): Jestem członkiem zespołu Deloitte FSI Strategy, który doradza bankom i instytucjom ubezpieczeniowym. Przewidujemy, co będzie się działo na rynku w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat, a następnie z ekspertami z zespołów zajmujących się technologią, ryzykiem lub obszarem prawnym, pomagamy klientom rozwinąć nowe strategie biznesowe.

Ł.P.: Czyli rozmawiacie z bankami, identyfikujecie ich potrzeby, a następnie szukacie rozwiązań, które mogłyby wspomóc klientów.

D.M.: Dokładnie tak. Ze względu na coraz częstszą centralizację, mamy coraz więcej projektów, w których wspieramy nie tylko banki w Polsce, ale całe grupy kapitałowe, czyli np. instytucje działające w Europie Środkowej czy na poziomie paneuropejskim.

Ł.P.: W jakim kierunku branża usług finansowych będzie się rozwijać?

D.M.: Obecnie jednym z wiodących tematów jest dyrektywa PSD2 i przede wszystkim na niej koncentrują się klienci. PSD2 to wyzwanie dla wielu banków, bowiem wdrożenie jej zaleceń będzie wymagało zmian prawnych, technologicznych oraz strategicznych.  W ramach badania PSD2 ,,Voice of the Banks” sprawdziliśmy jak 90 europejskich banków, w tym 7 polskich, przygotowuje się do tej rewolucji.

Okazało się, że niemal 30 proc. banków w Polsce traktuje dyrektywę PSD2 jako szansę, a 14 proc. jako zagrożenie dla swojej działalności. Biorąc pod uwagę stopień dostosowania się do nowych przepisów, banki w Europie Środkowej, podzieliliśmy na dwie grupy: banki podejmujące wyzwanie i tzw. minimaliści. Pierwsza kategoria to przede wszystkim duże banki, do drugiej należy zaliczyć średnich i mniejszych graczy. Nasza analiza pokazuje, że to raczej wielkość banku, a nie kraj w którym działa, determinuje jego podejście do tego, w jaki sposób wykorzysta potencjał PSD2 i dostępne kanały cyfrowe.

Ł.P.: Gdybyśmy mieli teraz zidentyfikować podstawowe bariery regulacyjne dla banków dla rozwoju digitalu, to co byś wskazał?

D.M.: Polska jest bez wątpienia jednym z liderów bankowości cyfrowej (TOP 5 spośród 38 krajów EMEA przeanalizowanych w Digital Banking Maturity, ale o tym badaniu porozmawiamy pewnie jeszcze później), jednak cały czas zmaga się z barierami, z którymi inne rynki już sobie poradziły, np. kwestią tożsamości cyfrowej (Digital Identity). W większości krajów nordyckich, takich jak Norwegia czy Finlandia, istnieje bankID , czyli rodzaj elektronicznego identyfikatora. Jest to jeden identyfikator, który umożliwia klientom zalogowanie się do każdego banku.

Nawet jeśli klientem nie jest osoba, która korzysta stale z aplikacji mobilnych, ale ktoś, kogo trzeba przekonać do kanałów cyfrowych, to i tak otrzymuje dostęp do bankowości internetowych bez konieczności podpisywania dodatkowych umów wymagających wizyty w oddziałach. Po prostu używa tego samego ID, które ma się przeważnie na całe życie.

Czytaj także: Już 50 tysięcy Polaków korzysta z Revolut

Ł.P.: To ciekawe zagadnienie, bo np. sektor pożyczkowy do weryfikacji klienta używa przelewu bankowego z banku, który jest już zweryfikowany. KNF ma swoje regulacje, które w zasadzie zabraniają zakładania konta i zaciągania kredytów za pośrednictwem konta, którego się nie założyło fizycznie w oddziale. Z drugiej strony mamy ograniczenia ze screenscraping, który jest immanentną cechą PSD2. Naturalnie w dużym uproszczeniu.

D.M.: Tak. Cały czas obserwujemy walkę o screenscraping, czyli techniki, która pozwalają instytucjom na automatyczny dostęp do informacji na temat wybranych klientów z serwisów transakcyjnych. Na polskim rynku, do założenia rachunków bankowych też można było stosować penny transfers (przelewy 1-groszowe). Jednak po zastrzeżeniach KNF-u, większość banków wycofała się z tego.

Przy spełnieniu pewnych wymogów jest to nadal dozwolona opcja, więc na polskim rynku cztery lub pięć banków nadal świadczy usługę otwierania kont w tym modelu, nie jest to jednak rozwiązanie idealne. Ryzyko też jest dosyć duże, dlatego rozumiemy decyzję KNF-u. Właśnie z tego powodu powstają FinTechy skupione na ID&V (Identification and Verification), które rzeczywiście są w stanie rozwiązać ten problem.

Czytaj także: KNF powołuje Departament Innowacji Finansowych FinTech

Ł.P.: Rząd jest otwarty na innowacje cyfrowe, procesy te są dynamicznie przeprowadzane, ale jak taki system mógłby wyglądać w Polsce? Przypisujemy Profil Zaufany do klienta, który jednocześnie jest elementem do identyfikacji w każdym banku? To samo dla każdego FinTechu, który będzie zarejestrowany przez regulatora w publicznym cyfrowym rejestrze? Banki już chyba idą w tym kierunku, bo za pomocą Profilu Zaufanego, który można założyć i potwierdzić w banku, wiele rzeczy można osiągnąć. Pytanie czy powstanie to samoistnie, czy jest jeszcze sporo do zrobienia?

D.M.: Wydaje mi się, że jest jeszcze sporo do nadrobienia. Szczególnie, jeśli porównamy się do krajów nordyckich czy Estonii. Duży nacisk jest nie tylko po stronie rządowej, ale też w sektorze prywatnym. Inicjatywa stworzenia bankID, o którym rozmawialiśmy wcześniej, w krajach nordyckich wyszła od banków, a nie od regulatora. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby później takie rozwiązanie wykorzystać w innych sektorach, również publicznym.

Ł.P.: U nas jest to najtrudniejsze do zrobienia.

D.M.: Zobaczymy, co uda się wdrożyć graczom rynkowym, ponieważ nakłady niezbędne do zrealizowania tego typu inwestycji często przekraczają możliwości pojedynczego banku. To nie jest tania i prosta rzecz do zrobienia. Nie jest to więc tylko kwestia pomysłu i chęci, ale bardziej implementacji. W Estonii się udało.

Ł.P.: Pytanie powinno nawet brzmieć, kto jeszcze nie jest e-Rezydentem Estonii?

D.M.: W południowej Europie wiele osób nie wierzy, że takie rozwiązanie jak e-Residency może istnieć i działa. Nie zdają sobie sprawy, że łatwość użytkowania może iść w parze z bezpieczeństwem. Jest to kwestia zaufania – zarówno po stronie klientów, jak i samych banków.

Nasze badanie pokaże, w którym miejscu dokładnie jesteśmy i na ile opinia, którą często słyszymy – że Polska jest liderem bankowości cyfrowej w skali europejskiej – jest trafna. Ponieważ różnice pomiędzy poszczególnymi bankami w Polsce i w każdym innym kraju mogą okazać się gigantyczne.

Czytaj także: Reforma emerytalna i Pracownicze Plany Kapitałowe. Czy to dobra zmiana?

 Ł.P.: To zależy od sektora i od banku.

D.M.: To prawda.

Ł.P.: Zależy również od perspektywy, jak spojrzymy na niektóre banki niemieckie, to nasze nawet najlepsze banki mogłyby się wstydzić swoich rozwiązań. Z drugiej strony, jak się weźmie dowolny produkt, dowolnej grupy i porówna przysłowiowe gruszki do jabłek, to można wyciągnąć dowolny wniosek.

D.M.: To co ma duży wpływ na ocenę banków i różnic między nimi, to podejście grupy. To czy pozwala ona, by każdy kraj miał swoją własną aplikację mobilną i stronę internetową czy też wszystkie banki w grupie mają mieć takie same kanały cyfrowe. Z naszej obserwacji wynika, że coraz więcej grup bankowych chce mieć takie same strony we wszystkich krajach, aby inwestycje rozkładały się na wszystkich. Poza tym mają nad tym procesem większą kontrolę.

Potem ten projekt rozrósł się, ponieważ klienci dostrzegli potrzebę przeprowadzenia podobnych badań na większą skalę, więc rozszerzyliśmy panel do 247 banków z 38 krajów EMEA. Raport opublikujemy w połowie marca, ale już teraz widzimy, że wielu liderów kanałów cyfrowych reprezentuje grupy bankowe, które mocno nastawiają się na współpracę na różnych rynkach.

Ł.P.: Ryzykowne. Obniża to koszty, bo tworzy się jeden departament IT, który obsługuje wszystkie kraje, ale gdy w państwie A pojawi się sposobność wprowadzenia szybkiej innowacji, to w zasadzie staje się ono klientem departamentu IT, które może nie rozumieć koncepcji, „zakolejkuje” produkt daleko i wszystko zginie w procesie „implementacji”.  Wiele rozmów, które przeprowadziłem, które dotyczyły bardzo ciekawych projektów na poziomie inwestycji IT w Polsce, siadały właśnie na etapie „kolejkowania”.  To wydaje się banalne, ale tak jest. I jest to kwestia organizacji i zarządzania.

D.M.: Przeważnie nie są to big bank movements, czyli cały czas infrastruktura zostaje po stronie krajów. Szczególnie ta związana z tzw. zapleczem IT.

Ł.P.: To taka atrapa ujednolicenia.

D.M.: Tak. Banki tworzą struktury informatyczne, które przypominają trochę puzzle, klocki Lego, składające się w całość. To ważne, bo funkcje lokalne – tak jak obserwujemy – ze względu na klientów, muszą pozostać lokalne.

Ł.P.: Np. BLIK?

D.M.: W Polsce, niezależnie od tego, o której grupie finansowej mówimy, to zainteresowanie BLIKIEM jest duże. Dlatego zawsze musi istnieć przestrzeń dla elastycznych rozwiązań na poziomie lokalnym.

Ł.P.: Rumunia jest teraz takim popularnym kierunkiem. Ma olbrzymi potencjał, bo jest podobna trochę do Polski sprzed kilku lat: ludzie są młodzi i głodni innowacji.

D.M.: Ale istnieją wyraźne różnicę w digitalu między Rumunią a Polską.

Ł.P.: Chociażby, gdy spojrzymy na dostęp do Internetu. To jest przepaść.

D.M.: To jest ciekawe, bo Rumunia w wielu rankingach ma najszybszy i najtańszy Internet. Osobnym tematem jest natomiast dostęp do np. bankowości internetowej, która jeż używana jedynie przez 11% klientów bankowych. Mamy tam trochę błędne koło, bo Rumunia – jak wynika z naszego badania, o którym wspominałem wcześniej – nie należy do liderów w Europie, jeśli chodzi o kanały bankowości cyfrowej, jednak banki często żądają dodatkowych opłat za dostęp do kanałów zdalnych.

Ponieważ klienci nie chcą płacić za niskiej jakości bankowość internetową i mobilną, nie używają ich. A ze względu na niskie zainteresowanie banki nie rozwijają kanałów cyfrowych – koło się zamyka.  Z drugiej strony mają API rządowe, można tam też bez problemu sprawdzić, czy ktoś zalega np. z płatnościami na ubezpieczenia emerytalne.

Czytaj także: RODO wchodzi w życie za 100 dni, a polskie firmy wciąż w lesie

Ł.P.: To jest duża korzyść na poziomie makroekonomicznym. Taki przeanalizowany zbiór danych to skarb. Dzięki nim można wyprofilować i skalibrować całą gospodarkę. Jest to rozwiązanie dające niewyobrażalne możliwości przy odpowiedniej skali. Ale czy nie jest tak, że Polacy mają takie podejście, że zarabiają tak mało, że nie muszą się zajmować gospodarowaniem swojego budżetu, bo nie mają czym.

D.M.: Gdy realizowaliśmy badania na poziomie CE zapytaliśmy respondentów, m.in. o to, czy zarządzają swoimi finansami i jak to robią. Z badań wynika, że 90 proc. Czechów aktywnie monitoruje swoje finanse. Okazało się, że w przykładowej grupie dwudziestu osób aż kilkanaście jest w stanie omówić cenniki banków.

Są świadomi, co i ile kosztuje w danym banku, zarówno, jeśli chodzi o opłaty za konto, ale również oprocentowanie lokat i kredytów. Byliśmy naprawdę zaskoczeni dokładnością ich odpowiedzi. Ale już w Rumunii, podobne jak w Polsce, większość osób nie czuła potrzeby by zastanawiać się aktywnie nad swoimi finansami.

Ł.P.: Z moich obserwacji wynika, że gdy wyjedzie się poza Warszawę i porozmawia się z ludźmi, to widać, że oni też chcieliby korzystać z różnych fintechowych rozwiązań, ale pod warunkiem, że będą mieli z tego realną korzyść finansową. Jeśli zaoszczędziliby 50 zł, to jest dla nich rzecz, którą oni będą robić. Niestety, mało kto postrzega oszczędność czasu jako realną korzyść. To mnie martwi, bo czas jest najcenniejszym zasobem jaki posiadamy. Przy zarządzaniu własnym budżetem, dla Polaków czas nie jest zasobem, który traktuje się poważnie. Jak inaczej skomentować naszą potulność w kolejkach do kas sklepowych?

D.M.: Niektóre amerykańskie fintechy w swoich akcjach marketingowych informują, że użytkownicy naszej platformy, średnio zaoszczędzili „x” dolarów miesięcznie. Przykładowo aplikacje, które wysyłają alerty o przekroczeniu limitu wydatków na poszczególne dobra i usługi.

Ł.P.: Z punktu widzenia konsumenta w Polsce płacenie za aplikację bankową, nawet gdyby był to wydatek jednorazowy, wydaje się czymś nie do pomyślenia.

D.M.: Wydanie 15 zł na kawę nie jest problemem, ale 1 zł na aplikację to już jest skandal. Często nie doceniamy jakości, która kryje się za płatnymi usługami.

Ł.P.: Możliwe, że zmiana podejścia to tylko kwestia czasu, jak dawniej z piractwem. Trochę z innej beczki, mamy sporo szczęścia, że w Polsce nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje zasadności inwestycji w rozwój kanałów cyfrowych.

D.M.: Nie mamy tego błędnego koła, które występuje na innych rynkach. Przez błędne koło rozumiem niepodejmowanie ryzyka tworzenia nowych usług cyfrowych w bankowości ze względu na fakt, że jeszcze klienci ich nie oczekują. Czasem jest tak, że popyt trzeba wykreować i dopóki nie ma innowatora na innych rynkach, to nie ma woli do rozwoju w danym obszarze.

Przykładowo N26 to młody bank i FinTech w jednym, który ma już ponad pół miliona klientów i działa w 17 krajach. Gdy rozmawiałem na ten temat z bankami na Słowenii, to oni nie są świadomi, że taki podmiot istnieje również na ich rynku, m.in. dlatego, że N26 ma wciąż niewielu klientów, jak na bank. Jednak teraz zaczęli inwestować w marketing, więc to kwestia czasu aż staną się realną konkurencją dla lokalnych liderów.

Czytaj także: Już niedługo polskie banki skorzystają z technologii blockchain

Ł.P.: Dużo mówi się o tym, że polski sektor bankowy jest FinTechem – bardzo mocno się go chwali. Czy tezę tę można podważyć i powiedzieć, że mamy jakąś propagandę sukcesu, czy może rzeczywiście tak jest jak wszyscy mówią?

D.M.: Polski sektor bankowy nie jest jednolity. Jedne banki mocno wybijają się, a inne są w tyle. Gdy robiliśmy badania pod koniec 2017 roku, to Słowacy deptali nam po piętach.

Polska wygrywała ze Słowacją tylko dlatego, że mieliśmy lepszą bankowość mobilną. W rankingu EMEA jesteśmy w TOP 5, ale konkurencja o laur pierwszeństwa z takimi rynkami jak: Turcja, Rosja, Hiszpania czy Szwajcaria jest naprawdę ostra.

Ł.P.: Ostatnie pytanie: jak wygląda ocena perspektywy polskiego sektora FinTech od strony konsumenckiej?

D.M.: Polski sektor finansowy, fintechowy będzie trochę inny niż w pozostałych krajach Europy Środkowo-Wschodniej i bliższy temu zachodniemu. U nas sukces opiera się na wygranej jakością i wartością, a nie samo dotarcie do osób nieubankowionych. To nie jest kwestia zrobienia czegoś taniej. Myślę, że polscy konsumenci, szczególnie sektora bankowego, powoli dojrzewają do tego, by zapłacić za dodatkową funkcjonalność.

Ł.P. Dzięki za rozmowę.

D.M.: Dzięki.