E-hulajnogi na stałe wpisały się w krajobraz Warszawy za sprawą kalifornijskiego jednorożca Lime, który pod koniec października dosłownie rozstawił swoje pojazdy na chodnikach stolicy. Żeby z nich skorzystać trzeba pobrać specjalną aplikację i podpiąć do niej kartę płatniczą. Następnie wyszukujemy na mapie dostępną hulajnogę, odblokowujemy za pomocą aplikacji i jedziemy. Uruchomienie kosztuje 2 zł, a każda kolejna minuta 50 groszy. 

Po paru miesiącach władze stołeczne zorientowały się, że w sumie hulajnogi stawiane są bez żadnej kontroli w ciągach komunikacyjnych, a to może stanowić utrudnienie dla osób mających problem z poruszaniem się (np. niewidomi). Niektórym mieszkańcom to przeszkadzało, ZDM zaczął je usuwać. Lime nie może ich odebrać z powodów administracyjnych – firma nie była wstanie udowodnić, że oklejone ich logotypami hulajnogi stanowią jej własność. 

Kolejny dzień w raju

Z jednej strony mamy chęć wsparcia nowego alternatywnego elementu komunikacji miejskiej świadczonej w nowoczesny fintechowy sposób, a z drugiej pojawia się nieodparta, powodowana imperatywem wewnętrznym, chęć uregulowania tego obszaru działalności – bo jak się okazuje, obecnie istniejące przepisy są niewystarczające. Prosta sprawa urasta to rangi problemu narodowego – kolejny dzień w raju.

Hive to brand należący do FREE NOW, czyli dawniej mytaxi, które z kolei jest własnością konsorcjum Daimlera i BMW. Oba niemieckie giganty dogadały się w kwestii wspólnego rozwoju usług z sektora mobility-as-a-service, czyli od aplikacji do zamawiania przewozu, rowery i hulajnogi na minuty po ładowarki elektryczne dla samochodów i innych pojazdów. W sumie BMW i Daimler przeznaczą na to 1 mld euro. 

Hive działa obecnie w trzech europejskich miastach – w Lizbonie, Paryżu i Atenach. Do tego grona dołączy Warszawa. Cena to 1 euro za start, następnie 15 eurocentów za każdą minutę jazdy i parkowania. Do uruchomienia aplikacji użytkownik będzie potrzebował specjalnej aplikacji – zupełnie jak w Lime. 

E-hulajnóg nie można zostawić od tak na ulicy

Użytkownik na koniec jazdy musi je zaparkować w wyznaczonym miejscu lub zostawić w pobliżu parkingu dla rowerów – ogółem tak, by nikomu nie przeszkadzały. Najwyraźniej musimy się tego nauczyć.

Konkurencja będzie rosnąć. Wdrożenie swoich rozwiązań nad Wisłą planuje Uber i Taxify (Bolt). Jest tylko kwestią czasu pojawienie się w Polsce amerykańskiego lidera, czyli firmy Bird. Polskie startupy też nie zamierzają próżnować – to świetny moment na pozyskanie finansowania i start w mniejszych miastach. Nie wiem czy użytkownikom starczy pamięci w smartfonach na te wszystkie aplikacje.

Czy na e-hulajnogach można zarobić? Z pewnością tego rodzaju biznes w Polsce wymaga odwagi. Koszt jednostkowy urządzeń, serwis, następnie zarządzania nimi i utrzymania, koszty obsługi prawnej i ubezpieczeń, jeszcze długo będą przewyższać przychody. W ciepłych miastach e-hulajnogi mogą być w użyciu przez cały rok. W Warszawie nie da się z nich korzystać przez zimowe miesiące. Warunki atmosferyczne mają też wpływ na ich okres działania. Nie jest to też najtańsza forma poruszania się po mieście. Zatem cieszmy się e-hulajnogami zanim ktoś ważny zajrzy do Excela.