Wypadki śmiertelne w kopalniach zawsze skupiają uwagę mediów. Przykładem jest tragedia w kopalni Zofiówka (Jastrzębska Spółka Węglowa).  Los uwięzionych na poziomie 800 metrów górników śledzi cała Polska. Każdy chciałby szczęśliwego zakończenia.

Automatyzacja i drony to przyszłość

Praca górnika nie jest łatwa ani bezpieczna. To czy jest dobrze płatna jest sprawą dyskusyjną. W 2017 roku w tym sektorze gospodarki odnotowano 2,2 tys. wypadków, z tego 11 śmiertelnych (wobec 27 w roku poprzednim). Statystycznie nie jest to najbardziej niebezpieczny zawód, np. w „administrowaniu i działalności wspierającej” łączna liczba zdarzeń wyniosła ponad 4 tys. w tym 14 śmiertelnych. Naturalnie takie porównanie zaburza obraz, bo w administracji pracuje wielokrotnie więcej ludzi niż na przodku. Niemniej, Polska jest relatywnie bezpiecznym państwem dla pracowników – w 2017 roku w pracy zginęło 269 osób na 88 tys. zgłoszonych wypadków. Najczęstsza przyczyna to „poruszanie się” w niewłaściwy sposób, w złym kierunku i czasie.

Kiedy górników zastąpią roboty?

Praca w ekstremalnych warunkach jest dla człowieka niebezpieczna – nie ma w tym nic odkrywczego. Im większe ryzyko tym wyższe koszty, nie tylko finansowe, ale również te cenniejsze i niestety niepoliczalne – koszty emocjonalne, alternatywne w postaci utraconego zdrowia, popsutych relacji rodzinnych, krótszego życia.

Gdy parę lat temu rozmawiałem z prezesem dużej firmy wydobywczej (jako wskazówkę podam, że południowoamerykańskie klimaty nie są jej obce), ten zwrócił uwagę, że branżę wydobywczą czeka robotyzacja i on chciałby z procesu wydobycia surowca wyeliminować konieczność fizycznej obecności człowieka na dużych głębokościach. Minęło kilka lat i w zasadzie ani nie podjęto inwestycji (prezes już się zmienił) w tym zakresie, ani nie przygotowano programu zmiany struktury zatrudnienia w sektorze wydobywczym.

Możliwe, że przyczyna tkwi w dostępności technologii, tzn. inwestycje w zakresie pełnej robotyzacji wydobycia prawdopodobnie byłyby zbyt kosztowne (ale w zasadzie nie musi być pełna). Szczególnie w sytuacji dosyć ekstensywnego charakteru tego sektora gospodarczego. Jednakże trudno nie oprzeć się wrażeniu, że można zrobić więcej – wykorzystać dostępne zasoby naukowe (profesorów robiących habilitacje do szuflady) i kapitałowe do tego, by jednak popracować nad upowszechnieniem rozwiązań, które zastąpią człowieka tam, gdzie praca ludzka jest najbardziej niebezpieczna.

Proces ten byłby na tyle rozciągnięty w czasie, że raczej obawy o masowym wypieraniu górników, kierowców tudzież pilotów z rynku pracy przez roboty pozwoliłby spokojnie na dostosowanie ich profesji do nowych okoliczności  bez obawy o masowy wzrost bezrobocia strukturalnego. To nie te czasy – dzisiaj można mądrze planować procesy, które wchodzą ze sobą we wzajemne interakcje na poziomie społecznym. W końcu czy górnik musi pracować pod ziemią, żeby wydobywać surowiec czy może operować maszyną zdalnie z powierzchni. Czy pilot musi koniecznie znajdować się na pokładzie maszyny? Z wielu powodów wciąż tak, ale tak nie będzie zawsze. Oczywiście po rozwiązaniu jednych problemów pojawiają się nowe, ale to nie zmienia faktu, że technologia wyznacza kierunek. 88 tysięcy wypadków rocznie, w tym blisko 300 śmiertelnych powinno być wystarczającą motywacją do tego, by jednak jakiś konkretny cel wyznaczyć.

Miningtech

Fintech w górnictwie to przewrotny tytuł. Można wyobrazić sobie ekstremalnie marginalne sposoby wykorzystania pewnych technologii w każdym sektorze gospodarki. Tu jednak bardziej chodzi o eksport idei, która jest fundamentem rozwoju fintechów – automatyzacji, uproszczenia, upowszechnienia i przyśpieszenia procesów. Miningtech istnieje, rozwija się i jest przyszłością.

Foto: Pixabay