Lifehack to ogólna nazwa sposobów i trików używanych do ułatwiania sobie życia. Fintechy niejako są producentami rozwiązań ułatwiających życie. Ale nie zawsze rozwiązanie online jest lepsze od offline. I tak jest w przypadku zakładania konta online z opcją dostarczenia umowy przez kuriera (np. w PKO BP).

Czytaj także: Dzięki tej aplikacji założycie konto w Unii Europejskiej bez zbędnych formalności

Pomijamy oferty, promocje i inne szczegóły konta, bo to nie ma znaczenia. Nigdy nie rozumiałem wyjadaczy wisienek, ale każdy żyje jak chce. Wypełnienie wniosku zajmuje chwilę. Następnie należy poczekać na kuriera, w międzyczasie ciesząc się dostępem do ułomnej wersji rachunku, która w zasadzie umożliwia jedynie konfiguracje opcji logowania (instalacja aplikacji na telefonie, wybór loginu i hasła, etc). Klient szybko jest powiadamiany sms-em, że umowa jest już w systemie i teraz to już tylko formalność polegająca na oczekiwaniu na umowę w wersji papierowej.

To oczekiwanie może potrwać nawet tydzień (nie ma co liczyć na szczęście, że sprawę załatwi się już w następnym dniu). Zwykle są to 4-5 dni. Więc jeśli klient ma tyle czasu, to nie ma problemu. Gorzej, gdy go nie ma. W końcu kto nie miał problemów z umówionym kurierem?

Czytaj także: Komisja Nadzoru Finansowego opublikuje raport o polskim FinTechu

Jeśli klientowi naprawdę zależy na tym, by szybko dopełnić formalności to niestety – wizyta w oddziale (tfu) jest najlepszym rozwiązaniem. Szczęśliwie, konta zakłada się rzadziej niż robi przelewy. Raz na jakiś czas można zrezygnować z postawy fintechowego purysty. Nie dajmy się zwariować. To czego nie da się w doskonały i bezpieczny sposób przenieść do Internetu, powinno pozostać w offlinie.

Fintechowe banki mają potencjał do tego, by w przyszłości całkowicie zrezygnować z dużych sieci oddziałów stacjonarnych (proces trwa już od lat). Pojawią się ich nowe rodzaje– coś na kształt galerii fintechowo-bankowych, dużych centrów bankowych w mniejszej liczbie, ale z lepiej wyszkolonym personelem. To wciąż pieśń przyszłości. Niedalekiej, ale też nie tak bliskiej.

Kiedyś było inaczej

Pewnego razu w dzikiej fintechowej Polsce pojawiła się sposobność zakładania rachunków w banku bez konieczności udawania się do stacjnonarnego oddziału banku (zadziwiające jest to, że taka możliwość zaistniała w czasach, gdy liczba oddziałów biła rekordy). Polega ona na tym, że klient otwierający nowe konto dokonuje przelewu 1-złotowego lub 1-groszowego ze „swojego starego” rachunku w celu jego weryfikacji. Metoda genialna w swej prostocie do dzisiaj jest wykorzystywana w kilku odważniejszych bankach.

Czytaj także: W fintechy zainwestowano 8,2 mld USD. Nowy raport KPMG

Z uwagi na to, że „przestępcy masowo” otwierali rachunki lub wyłudzali dane do otwierania rachunków za pomocą takiego przelewu (w zasadzie nigdy nie widziałem danych o liczbie dokonanych przestępstw przy użyciu takie rachunku, więc jest to stwierdzenie, które można falsyfikować), KNF w 2015 roku wydał rekomendacje dla banków, która uniemożliwia legalne zweryfikowanie kolejnego konta z rachunku niepotwierdzonego stacjonarnie. W następstwie niektóre (bo nie wszystkie) banki zrezygnowały z możliwości otwarcia i aktywacji konta online. Część testuje wideoweryfikację, a jeszcze inne mają taką wielką bazę klientów, że pozyskiwanie kolejnych z kanału online nie stanowi istotnego elementu ich strategii. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie.

foto: Pixbay