Apple nie jest już najbardziej wartościową wśród notowanych na giełdzie firm świata. Bilion dolarów osiągnięto przy 228 dolarów za akcje. Przy kursie akcji na poziomie 172 dolarów wycena tej firmy wynosi ok. 740 mld dolarów. To o kilkanaście miliardów dolarów mniej niż wycena Microsoftu nazywanego gigantem z Redmond. Swoją drogą, akcje Microsoftu też szczyty mają za sobą. Dzisiaj trzeba za nie zapłacić 103 dolary. Na początku października kurs wynosił ponad 115 dolarów.

Z czego wynika przecena? Eksperci nie mają wątpliwości. Najnowszy smartfon sygnowany logiem nadgryzionego jabłuszka nie jest tym, czego oczekują konsumenci. Ponadto cena nowego iPhone’a to ponury żart. Za blisko 7 tysięcy złotych klient otrzymuje doskonały telefon, ale za tę kwotę chce czegoś więcej – rakietę, która wystrzeli go w smartfonowy kosmos. Dzisiaj sprawa wygląda tak, że zamiast kupować najnowszy telefon za dwie średnie krajowe, lepiej pozostać przy starej „siódemce”. Szóstka też jest niczego sobie. Sprawę zaognia fakt, że Apple nie będzie już podawać wyników sprzedażowych iPhone’a, zatem trzeba będzie bazować na szacunkach (zapewne Jeff Bezos będzie doskonale wiedział jak kształtuje się sprzedaż nowego iPhone’a. Mark Zuckerberg również).

Kto ma bardziej bezramkowy telefon?

Kolejna kwestia to nowy MacBook Air. Cała masa klientów Apple czekała na ten komputer, który wg wielu osób jest najlepszym narzędziem do pracy. Lekki, mocny, wytrzymała bateria, świetny design. Aż chce się na tym pracować – jak to mawiają milenialsi, którym ogólnie pracować się nie chce. Nowy MacBook Air jest dobrym komputerem, ale nie jest wart swojej ceny, czyli prawie 6 tys. zł w podstawowej, najbardziej lichej wersji. Trzeba już być ostrym fanatykiem jabłuszka by twierdzić inaczej.

W ostatnich dwóch latach, jedynymi rewolucyjnymi produktami od Apple są bezprzewodowe słuchawki AirPods, które można nabyć już za pół pensji minimalnej oraz Apple Pay, które jest najlepszą formą dokonywania płatności przy użyciu smartfona. Niestety, prawda jest okrutna i poziom „fajności” przy płatnościach Google Pay, z niezrozumiałych względów, nie daje aż tak dużego funu, co przy Apple Pay. Nikt nie wie dlaczego, nikt tego nie rozumie, ale tak właśnie jest. Jeśli już jakieś rozwiązanie upowszechni płatności bezkartowe przy użyciu smartfona to niestety dla wszystkich innych, największą robotę wykonało Apple Pay. Jeszcze nigdy nie widziałem, by klienci banków wręcz domagali się wdrożenia tej usługi.

W Apple wszystko wydaje się być w porządku, ale czas chyba trochę zmienić nastawienie. Zamiast trwać w walce konkurencyjnej o to, kto ma bardziej bezramkowego smartfona, to dobry moment by zaproponować coś nowego – co przekona konsumentów, że warto wydać o 100% więcej na urządzenie służące do przeglądania Facebooka i Instagrama.