Zacznijmy jednak od niefortunnej kampanii reklamowej z okazji Walentynek. Działania marketingowe Revoluta sugerowały, że fintech posiada bardzo szczegółowe dane na temat klientów – co robią i jakie produkty kupują. Treści reklam były następujące: „To the 12,750 people who ordered a single takeaway on Valentine’s Day. You ok, hun?”, “To the 11,867 people who brought a vegan sausage roll this month. Piers is fuming.”.

Reklamy nie zostały przygotowane ze zbyt wielką empatią (nie każdy musi mieć dystans do tego, że spędza Walentynki samotnie). Przypominają one kampanię Spotify z 2016 roku, która również wzbudzała mieszane uczucia.

Wymyślone dane w reklamach to nic nowego

Użytkownicy w mediach społecznościowych zwrócili uwagę, że dane podawane w reklamach przez Revoluta można kwestionować.

Czy Revolut może sprawdzić, że dana osoba zamówiła potrawę tylko dla siebie albo, że transakcja w restauracji dotyczyła właśnie konkretnego dania? Odpowiedź jest prosta – nie, nie może. Po serii pytań na temat sposobu pozyskania danych i po zaangażowaniu się w sprawę FCA rzecznik Revoluta przyznał, że liczby zostały całkowicie zmyślone. Fintech uderzył się w pierś i przyznał, że powinien poinformować odbiorców o tym, że statystyki nie mają pokrycia w rzeczywistości.

Oczywiście Revolut nie jest pierwszą firmą, która wymyśla dane, a potem przedstawia je w reklamach. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że ktoś może powiedzieć „sprawdzam” i wtedy trzeba czymś swoje liczby podeprzeć. Revoluta udało się akurat złapać na gorącym uczynku, ale pewnie nawet nie wiemy ile firmom podobny proceder uszedł płazem.

ZDOBĄDŹ DARMOWĄ KARTĘ REVOLUT

Przykładowo w 2015 roku chińscy producenci smartfonów Xiaomi, Huawei i Meizu wzajemnie oskarżali się o podawanie fałszywych danych na temat sprzedaży w Dzień Singla – największego święta zakupowego w Państwie Środka, między innymi na platformie AliExpress. Ostatecznie sprawa nie została wyjaśniona i skończyło się tylko na wątpliwościach i oskarżeniach.

Revolut pod lupą litewskich polityków

Takie rzeczy się zdarzają, niemniej liderzy rynku muszą się liczyć z krytyką na wielu płaszczyznach. Często z najmniej spodziewanych stron. W środę przewodniczący Komisji Budżetowej i Finansowej Sejmu Republiki Litewskiej stwierdził, że Sejm może zgłosić się do tamtejszej Komisji zajmującej się bezpieczeństwem narodowym, aby ponownie przeanalizować wiarygodność Revoluta w kontekście uzyskanej przez fintech licencji bankowej.

Chodzi o rzekome związki brytyjskiej firmy z Federacją Rosyjską. Nikolay Storonsky, CEO Revoluta jest z pochodzenia Rosjaninem, a w fintech zainwestowała spółka DST Global, na czele której stoi miliarder Yuri Milner, który jest obywatelem Izraela. DST Global – jak potwierdzono serwisowi Fintek.pl – nie posiada ani centrali ani żadnego oddziału w Rosji. Ponadto DST Global posiada mniejszościowy pakiet udziałów w brytyjskim fintechu, więc nie ma swojej reprezentacji w zarządzie. Również sam Nik Storonsky zapewnia, że podejrzenia o związki z rosyjską władzą są całkowicie bezzasadne.

Litewski bank centralny stwierdza natomiast, że firma została dokładnie sprawdzona przed wejściem na tamtejszy rynek. Bank Litwy nie kieruje się plotkami, tylko faktami, a fakty zostały dokładnie sprawdzonestwierdza Marius Jurgalis, członek zarządu Banku Litwy, cytowany przez przez  Verslo Zinios. Bankowi centralnemu wtóruje litewski resort finansów, który zapewnia, że licencja dla Revoluta jest zgodna z polityką kraju, który chce stać się głównym fintechowym hubem w tej części Europy.

Fintechy działają globalnie, dlatego teoretycznie poruszenie wśród niektórych litewskich polityków może wpłynąć na działanie Revoluta także na innych rynkach. Nie ma jednak sensu wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Trzeba jednak pamiętać, że gdyby był problem z licencją na Litwie, to Revolut zawsze może zadomowić się w Polsce i tutaj pozyskać licencję.

Fintek poleca: odbierz rewolucyjną kartę REVOLUT