Łukasz Piechowiak.: Skąd się wziąłeś w sektorze fintech?

Łukasz Wierdak.: Pierwszym kontaktem z finansami były studia na SGH na kierunku finanse i bankowość, a pierwszą inwestycją w sektorze fintech inwestycja w eCard, agenta rozliczeniowego, podpisana przez MCI w 2015 r.

Ł.P.: Co najbardziej interesującego było na studiach?

Ł.W.: Najciekawszym aspektem moich studiów był wyjazd na stypendium do HEC Paris i praktyka zagraniczna w AXA Investment Managers w Paryżu.

Ł.P.: Po Paryżu przyszedł czas na Londyn…

Ł.W.: Tak, aby sprawdzić się w jednym z największych centrów finansowych. W Londynie najdłużej pracowałem w Citigroup. Było to w dzielnicy Canary Wharf, która jest jednym z dwóch głównych ośrodków finansowych Londynu, a Citigroup był wtedy największym na świecie bankiem inwestycyjnym pod względem kapitalizacji giełdowej. Po dwóch i pół roku bardzo intensywnej pracy, często po 15 godzin na dobę, zdecydowałem się przenieść do funduszu private equity.

Ł.P.: Co się robi w czasie tych 15 godzin pracy?

Ł.W.: Pracy jest zawsze więcej niż można wykonać. Generalnie fuzje i przejęcia, czyli doradztwo przy dużych transakcjach rzędu od kilkuset milionów do kilkudziesięciu miliardów dolarów, przeprowadzanie debiutów giełdowych i emisji instrumentów dłużnych. Trochę zmęczony taką pracą postanowiłem się przenieść do funduszu private equity, gdzie finalizacja transakcji nie jest równoznaczna z realizacją projektu, a dopiero początkiem pracy ze spółką w kierunku budowy wartości. Wróciłem do Warszawy, pracowałem m. in. w Penta Investments a od prawie 5 lat w MCI Capital.

Ł.P.: 5 lat to już chyba sporo?

Ł.W.: W funduszach okres pracy jest mocno związany z okresem inwestycyjnym, który wynosi średnio od 3 do 5 lat. W MCI okres ten jest bardziej elastyczny, ponieważ jesteśmy funduszem typu evergreen, czyli ciągle reinwestujemy zyski wypracowane z inwestycji w spółki portfelowe (również z dywidend) w kolejne inwestycje. Również cały czas zbieramy kapitał na nowe inwestycje z różnych źródeł. Pracując w tym modelu, skala aktywów pod zarządzaniem stale nam rośnie – teraz to już ponad 2,3 mld PLN. Dlatego 5 lat to wcale nie jest długo.

Ł.P.: Fintech to praca – a co z hobby?

Ł.W.: Głównie sport, przede wszystkim siatkówka. Trenowałem kiedyś w klubie bardziej profesjonalnie, teraz gram już tylko amatorsko. Jest to moja pasja od… ponad 20 lat, jestem zawodnikiem i kibicem. Jeżdżę na mecze reprezentacji w Polsce, nawet na finały mistrzostw świata za granicę. Najbardziej egzotycznym miejscem, gdzie oglądałem mecze polskiej reprezentacji był Pekin i Igrzyska Olimpijskie w 2008 roku.

Ł.P.: Jaka jest wg Ciebie definicja Fintechu?

Ł.W.: Krótko mówiąc, technologia w finansach.

Ł.P.: Czy e-commerce zaliczyłbyś do fintechów?

Ł.W.: Nie stricte. Jeśli spółki e-commercowe rozwijają  dodatkowe usługi np. płatnicze to wtedy zahacza to o fintech. Np. po wejściu w życie PSD2, niektóre spółki e-commercowe planują same procesować płatności.

Ł.P.: A banki?

Ł.W.: Myślę, że niektóre polskie banki tak, ponieważ są zaawanasowane technologicznie, a ich oferta dla klientów jest w miarę nowoczesna i dostępna w nowoczesnych kanałach sprzedaży (online, mobile). Banki starają się podążać za trendami, same rozwijają akceleratory i inwestują w startupy związane z fintechami. Często prezentują wyższy poziom digitalizacji niż duzi gracze z zachodnich rynków.

Ł.P.: Czyli można powiedzieć, że fintech to uproszczenie procesów, jakie zachodzą między klientem a bankiem, przy czym klient niekoniecznie musi być konsumentem.

Ł.W.: To jest jeden z obszarów fintech, bo funkcje backofficowe banku, które bazują na rozwiązaniach technologicznych, mogą być również zaliczone do fintechu. Generalnie fintech jest to szerokie pojęcie. Wszelkie procesy płatnicze, zarządzanie finansami osobistymi, usługi kantorów internetowych, wszelkie usługi związane z finansowaniem, w tym nie tylko finansowanie typu kredyty i pożyczki, a także faktoring, leasing, ale również technologia blockchain. Coraz większą rolę w finansach odgrywa Big Data, czy też machine learning, które wpływają na procesy interakcji z klientem i dostosowanie produktów i usług do jego potrzeb.

Łukasz Wierdak na Fintech Brunch
Ł.P.: Artificial Intelligence – czy ktoś z tego korzysta, czy ta sztuczna inteligencja rzeczywiście istnieje? Bo wydaje mi się, że gdyby istniała sztuczna inteligencja, to nikt by jej do takich „prymitywnych” rzeczy jak np. sprzedaż kredytu jej nie wykorzystywał… tylko opanowałby świat.

Ł.W.: Elon Musk powiedział „artificial intelligence is the biggest risk that we face as civilization”. Na pewno przykłady zastosowania AI można mnożyć i na szerszą skalę jednym z pierwszych będą autonomiczne samochody. Ale każdy człowiek korzysta w jakimś zakresie z finansów, więc dlaczego nie zastosować AI w fintech’u? Tak naprawdę bardziej mówimy tu o machine learning, czyli wykorzystaniu dużej ilości danych po to, żeby móc zautomatyzować niektóre z funkcji wykonywanych przez człowieka oraz dokładniej personalizować ofertę pod klienta. Mogą to być np. chatboty, które zastępują człowieka w kontakcie z klientem, które mają wykształcony pewien zbiór pytań i odpowiedzi, interakcji, które z punktu widzenia przeciętnego klienta są wystarczające do załatwienia danej sprawy.

Ł.P.: Ta technologia w dłuższej perspektywie pozwoli rezygnować z działów call center, które są kosztowne i w których jest duża rotacja pracowników. Zaprogramowanie chatbota to jest duża korzyść dla wszystkich. Google opracował projekt o nazwie Google Duplex, którym jest osobistym asystentem w smartfonie pozwalającym, np. na umówienie spotkania u fryzjera.  

Co więcej, Duplex imituje głos zlecającego wykonanie zadania, a zamówienie wizyty u fryzjera to dopiero początek, w przyszłości nasz wirtualny asystent będzie w stanie wykonać bardziej skomplikowane zadania. Podobnie jest z technologiami tłumaczenia symultanicznego. Idea finalnie jest taka, że podnosimy telefon, dzwonimy do kogoś w odległym krańcu świata, mówimy po polsku a odbiorca słyszy tę wypowiedź w swoim języku.

Ł.P.: Powracając do fintechów i przechodząc do meritum: jako duży fundusz zapewne jesteście zainteresowani tym, aby kupować fintechy?

Ł.W.: Oczywiście. Jeszcze do niedawna około 30% z 2,3 mld złotych było zainwestowane w fintechy. Teraz ten wskaźnik się nieco zmieni, po finalizacji sprzedaży Dotpay/eCard i iZettle, łącznie za ponad 400 mln zł. To też oznacza, że mamy kapitał na nowe inwestycje.

Ł.P.: Czy fintechy, które pojawią się w Polsce są warte zainteresowania, czy są dobrze przygotowane do inwestycji? Czy trzeba nad nimi popracować i czy portfel fintechów, który jest zainteresowany pozyskaniem jakiejś rundy finansowania, jest w Polsce na tyle duży, że może przyciągać zaangażowanie inwestorów?

Ł.W.: Tak, można zaryzykować tezę, że polskie fintechy przyciągają uwagę inwestorów. Myślę, że trzeba podzielić inwestycje w fintechy na dwie grupy. Pierwsza to startupy, których jest coraz więcej w różnych obszarach. Są one relatywnie młode, małe w skali działania, ale dynamicznie się rozwijają. Druga grupa to firmy rozwinięte, które pozyskały odpowiednią skalę do tego, by większe fundusze mogły w nie zainwestować. Historia większości spółek, które osiągnęły skalę była taka, że zostały założone przez przedsiębiorców, którzy rozwijali spółki od zera. Polski rynek wewnętrzny jest na tyle duży, że udało im się zbudować relatywnie duże przedsiębiorstwa. Najczęściej pozyskując inwestora chcą albo rozwijać się w regionie albo przeprowadzić konsolidację rynku, na którym działają, albo wprowadzać nowe produkty i usługi, w obszarach, gdzie nie mają kompetencji. To najlepszy moment, w którym inwestor wchodzący z kapitałem, ale także w know how, może wnieść naprawdę dużo wartości. Brakuje natomiast środka, czyli spółek już zyskujących ciekawą trakcję i szybko rozwijających się na etapie wzrostowym, gdzie zainwestować może fundusz typu „growth”.

Ł.P.: Wyjaśnijmy Czytelnikom, co to jest fundusz growth.

Ł.W.: Fundusze dzielą się na to, na jakim etapie rozwoju spółki inwestują. Mamy etap zalążkowy „seed” – czyli etap pomysłu; fundusze startupowe – etap realizacji rynkowej danego pomysłu po przeprowadzeniu tzw. „proof of concept”, fundusze growth-owe i buyout-owe. Growth to spółki dynamicznie rosnące, często jeszcze nierentowne na poziomie operacyjnym, ale rosnące na poziomie kilkudziesięciu lub nawet powyżej 100 procent rok do roku, które potrzebują kapitału, by pokryć bieżące koszty, po to, by wzmocnić akcję marketingową lub wyjść na nowe rynki. Fundusze buyout-owe najczęściej przejmują pakiety kontrolne w spółkach, aby móc kierować ich strategią. Fundusze tego rodzaju często rozwiązują problem braku sukcesji, czyli inwestują, gdy dotychczasowi właściciele chcą w części lub w całości sprzedać firmę. Zwykle są to spółki dojrzałe, nadal szybko rosnące, tak aby były atrakcyjne z punktu widzenia inwestora, ale już rentowne na poziomie operacyjnym i uzyskujące wyceny, która jest są poziomie kilkudziesięciu lub więcej milionów złotych. MCI jest obecny na wielu poziomach, jednak teraz największą wagę przykładamy do obszaru buy-out.

Ł.P.: Czy w Polsce jest dużo spółek, w które warto zainwestować? Czy więcej startupów, które jeszcze się uczą.

Ł.W.: Myślę, że są dwie nogi, brakuje środka growth-owego.

Ł.P.: Z czego to może wynikać, że brakuje tego środka – spółek, które są na dobrej drodze, do tego, by być dobre?

Ł.W.: Myślę, że wynika to z faktu, że nasz rynek startupowy jest relatywnie młody. 10 lat temu nie było wielu funduszy, które inwestowały na wczesnym etapie rozwoju spółek po to, by te spółki dziś przeszły do etapu wzrostowego. Teraz sytuacja się zmienia i powstało oraz nadal powstaje bardzo dużo funduszy startupowych. Wchodzi cały program PFR – Państwowego Funduszu Rozwoju, który będzie dodatkowo wspierał kapitałem różnego rodzaju fundusze inwestujące głównie na wczesnym etapie rozwoju. Na pewno ten ekosystem w Polsce mocno się rozwija.

Ł.P.: To jest ciekawe rozwiązanie, że PFR będzie wspierać fundusze…

Ł.W.: Lepiej zainwestować w zespół, który jest dedykowany do prowadzenia inwestycji i zna się na tym, niż inwestować bezpośrednio w spółki nie mając odpowiednich zasobów do nadzorowania tych inwestycji. Natomiast dojrzałe spółki, o których wcześniej mówiłem, osiągnęły skalę głównie dzięki pracy ich założycieli, przedsiębiorców, którzy prowadzili swoje firmy przez ostatnie 10-20 lat na dużym i szybko rosnącym rynku wewnętrznym. Myślę, że dzisiaj takich ciekawych tematów inwestycyjnych jest w Polsce sporo.

Ł.P.: Patrząc na sektor fintech w Polsce, powiedzmy, że na ostatnie 3 lata, to jest moment, w którym zaczęło się o nim mówić więcej. Gdy wykrystalizowało się pojęcie fintech, to już do tego pojęcia zaczęły się dopisywać różnego typu przedsięwzięcia, które będąc już zdefiniowane, mogły też określić swoje miejsce na rynku. Jakbyś spojrzał na to z perspektywy czasu? Kiedy zaczął się boom na fintechy? Czy dopiero jesteśmy przed tym boomem?

Ł.W.: Myślę, że jesteśmy w trakcie boomu. Zaczął się kilka lat temu. Rynek jest teraz bardzo rozgrzany, bo jest bardzo atrakcyjny, a inwestycji w fintech jest dużo w skali globalnej. Myślę, że w Polsce tych inwestycji będzie coraz więcej, ponieważ nasz rynek  jest dobrze rozwinięty, jeśli chodzi o technologie i finanse, ale jeśli chodzi o liczbę transakcji typu venture capital i private equity, to jesteśmy nadal za Europą Zachodnią. My np. jesteśmy inwestorem w eCard i Dotpay, czyli w dwóch spółkach z obszaru płatności internetowych z obecnością w terminalach płatniczych. Transakcje zaczęliśmy w 2015 roku, finalizowaliśmy na początku 2016 roku, czyli trochę ponad 2 lata temu. Teraz podpisaliśmy umowę sprzedaży grupy do inwestora strategicznego – Nets – za ponad 315 mln złotych – czekamy na zgody KNF i UOKiK’u. Innova Capital zainwestowała w Polskie e-Płatności. Przelewy24 przejęły Currency One

Ł.P.: Na rynku działa mnóstwo firm, które nie brały dotychczas pod uwagę współpracy z Funduszem. Więc dla ułatwienia im pracy, mam pytanie, co musi zrobić firma, jakie warunki powinna spełniać do tego, by znalazła się w zainteresowaniu funduszu, który reprezentujesz?

Ł.W.: Na pewno musi działać na atrakcyjnym rynku, który ma duży potencjał do dalszego wzrostu. Musi się na tym rynku wyróżniać, przez co jej pozycja nie będzie łatwa do podważenia. Musi mieć silny zarząd, który nią kieruje oraz przemyślaną strategię rozwoju.

Ł.P.: Zdefiniujmy atrakcyjny rynek.

Ł.W.: Trudno jest na to odpowiedzieć jednym zdaniem, np. szybko rosnący rynek z dużym potencjałem.

Ł.P.: Najlepiej, aby był uregulowany.

Ł.W.: Nie do końca. Regulacje często ograniczają wzrost.

Ł.P.: Kierunek regulacji był już wyznaczony, nie killujący biznesu.

Ł.W.: Bywa, że regulacje się zmieniają. Czasem jest to ryzyko, czasem szansa. Zdarza się, że zmiany regulacyjne otwierają nowe możliwości, jak w przypadku PSD2, która dereguluje wiele obszarów rynku. Ale dla niektórych graczy, mocno zakorzenionych w obecnym status quo może to oznaczać również ryzyko. Nieprzewidywalność kierunku, w którym dany rynek będzie podążać jest ryzykiem z perspektywy funduszu, gdy analizuje się potencjalny projekt inwestycyjny.

Ł.P.: Warto też o tym wspomnieć w kategoriach różnicy między ryzykiem a niepewnością. Ryzyko regulacyjne a niepewność regulacyjna – są neony świetlne od siebie. Niepewność jest w przypadku PSD2, a ryzyko w sytuacji, gdy prowadzisz jakiś biznes, który mogą ci skillowac za chwilę.

Ł.W.: Niepewność to jest inwestycja w rynek regulowany, nie wiedząc czy się on zmieni, czy nie. Przykładów jest sporo i nie dotyczy to tylko sektora fintech.

Ł.P.: Czyli rynek musi być w miarę duży, przy czym duży mierzony jest potencjałem przedsiębiorstwa, przestrzenią do wzrostu.

Ł.W.: Mierzony potencjałem przedsiębiorstwa do zagospodarowania tego rynku, ale też pod uwagę bierze się wielkość oraz perspektywy wzrostu całego rynku. Analizujemy model biznesowy, czyli co spółka zmienia na danym rynku, w podejściu do tego, jak rynek funkcjonuje i czym się firma wyróżnia – tzw. Unique Selling Points oraz disruption, czyli czy wywraca porządek, wprowadza coś innowacyjnego.

Ł.P.: A czy fintech to musi być disruption? To też szerokie pojęcie, bo trudno nazwać firmę, która sprzedaje bilety online zamiast na dworcach, że robi disruption, a przecież w zasadzie robi rewolucję. Ale co do zasady nie jest to rzecz rewolucyjna, ale ewolucyjna.

Ł.W.: Ale nie musisz iść do kasy, tylko możesz kupić bilet na urządzeniu mobilnym, więc jest to pewnego rodzaju disruption modelu sprzedaży, który był ukształtowany na danym rynku.

Ł.P.: Zgodzę się z tym.

Ł.W.: Model biznesowy i wyróżnienie na rynku jest bardzo istotne. Na pewno ważny też jest  zarząd, jego doświadczenie, kompetencje, zaangażowanie w biznes. Myślę, że to są kluczowe aspekty, które są rozpatrywane przez każdego inwestora w momencie, gdy rozważa nową inwestycję: (i) potencjał rynku wraz z barierami wejścia na ten rynek, tzn. czy mamy pozycję, która może być zagrożona przez inne nowe rozwiązania, które mogą pojawić się na tym rynku, (ii) doświadczenie i kompetencje zarządu i zaangażowanie w biznes, (iii) strategia rozwoju.

Ł.P.: To teraz pytanie o najprostsze rzeczy. Mam spółkę, świetny biznes plan, zarząd, co muszę zrobić, żeby zyskać zainteresowanie funduszu? Czy dobrze jest chodzić na konferencje, pokazywać się?

Ł.W.: Można się po prostu do nas zgłosić. Kanałów dotarcia do funduszu jest bardzo dużo. To, czy spółka chodzi na konferencje i to, że robi dobry PR wokół siebie na pewno sprzyja rozpoznawalności marki i rynku, na którym działa. Ale niekoniecznie świadczy o tym, że jest to najlepsza spółka do zainwestowania. Czasami przedsiębiorcy, którzy rozwijają spółkę w zaciszu swojej firmy robią świetną robotę. Oczywiście do takich tematów jest trudniej dotrzeć. To raczej relacje bezpośrednie, networking itp., ale dzięki temu można trafić na tematy, do których nie ma dostępu szeroki rynek. Rozmowy z uczestnikami rynku z osobami, które znają się na jakimś konkretnym temacie, są chyba najlepsze. Myślę, że osoby, które chcą się z nami skontaktować nie będą mieć problemu, by taki kontakt znaleźć.

Ł.P.: Jaka jest przyszłość fintechów w Polsce i na świecie?

Ł.W.: Myślę, że sektor fintech w Polsce ma bardzo ciekawe perspektywy. Jest to duży rynek z dostępem do potencjalnych 38 mln konsumentów. Popyt wewnętrzny jest silny. Spółki, które mają ciekawy model biznesowy, są w stanie uzyskać trakcję i osiągnąć odpowiednią skalę. Nasza gospodarka dynamicznie się rozwija, otoczenie makroekonomiczne też jest dobre.

Ł.P.: A regulacyjne?

Ł.W.: Różnie można do tego podchodzić. Są zmiany, które idą w dobrym kierunku, np. zainteresowanie fintechem ze strony KNFu, co mamy nadzieję, przełoży się na większe zrozumienie tematu i większą elastyczność regulatora. Są też aspekty, które wpływają negatywnie, np. niewiele osób wie, że w przypadku wejścia w życie PSD2 w Polsce, rozszerzają się też kompetencje KNFu jako nadzorcy, a to ogranicza swobodę inwestycji.

PSD2 dużo tematów dereguluje, więc w tym widzę potencjał, a z drugiej strony wiemy, że nasz rząd bywa reaktywny. Podam przykład – sport betting. W ubiegłym roku w lipcu weszła ustawa, która zakazywała działalności w tym obszarze podmiotów, które nie są zarejestrowane w Polsce i nie posiadają polskiej licencji. Dużo firm zostało wypchniętych z rynku. Dla tamtych podmiotów to było złe, a dla polskich firm to była szansa, bo zaczęły przyciągać ruch do siebie. Myślę, że ten kij ma dwa końce, które działają różnie w różnych segmentach rynku. Następny przykład to kryptowaluty – zamykanie rachunków przez banki instytucjom, które zajmują się pośredniczeniem w obrocie czy przechowywaniem bitcoinów. W skali globalnej raczej idzie się w kierunku deregulacji i sprzyja się rozwojowi kryptowalut, a w Polsce podejście jest zgoła inne.

Kolejny przykład – uzyskiwanie licencji bankowej. Bardzo często mówi się o tym, że Litwa przyciąga fintechy, bo tam jest łatwiej uzyskać licencję bankową.

Ł.P.: A jak pozytywne otoczenie makroekonomiczne wpływa na rozwój fintechów?

Ł.W.: Na bazie pozytywnego makro rośnie konsumpcja, inwestycje w nowe technologie dają szerszy dostęp do niej, co powoduje stopniowe przenoszenie się przyzwyczajeń zakupowych z tradycyjnej gospodarki do kanałów online i mobile. To z kolei powoduje, że spółki technologiczne rozwijają się dużo szybciej niż porównywalne spółki na tradycyjnym rynku. To jest proces, którego się nie zatrzyma, on będzie przyspieszać i postępować.

Młode generacje są przyzwyczajone do telefonów dużo bardziej niż my byliśmy przyzwyczajeni do komputerów. To powoduje, że telefon staje się centrum dowodzenia: kontakt z rodziną, znajomymi, kontakt z bankiem, dostęp do potrzebnych usług, dokonywanie zakupów. Jest to pewnego rodzaju ewolucja, ale też disruption. U nas era mobile nadal jest przed nami. Gdy popatrzmy na Chiny i WeChat, gdzie za jego pośrednictwem na smartfonie można zrobić wszystko – od zamówienia taksówki, podzielenia się rachunkiem, zrobienia zakupów do śledzenia newsów, opłacenia rachunków i zamówienia usług. My jeszcze nie doświadczamy tego w podobnej skali, ale to widać po młodszym pokoleniu, które jest przywiązane do telefonu i spędza z nim mnóstwo czasu. Do tego dochodzi to co robi Google i cały segment Internet of Things (IoT) rosnący bardzo dynamicznie, który w Polsce jest jeszcze na etapie wczesnego rozwoju. Przestrzeń do wzrostu w naszym kraju jest ogromna.

Ł.P.: IoT rodzi się u nas w bólach.

Ł.W.: Myślę, że popyt nie będzie motorem rozwoju IoT, ale nowe funkcjonalności w nowych urządzeniach spowodują, że ten popyt będzie kreowany. Lodówka będzie wiedziała, co się w niej znajduje i gdy zabraknie jakiegoś produktu to zleci zakupy automatycznie, dajmy na to, we Frisco. Płatność zostanie automatycznie pobrana z karty kredytowej lub rachunku bankowego. To naprawdę nie jest rocket science, tylko relatywnie bliska przyszłość. Spójrzmy na rynek smart home. To, że mamy bramę w domu i ona otwiera się automatycznie, gdy podjedziemy to pierwszy krok. To, że będąc w pobliżu domu ten włączy ogrzewanie, odsłoni żaluzje, włączy ekspres do kawy i zacznie jej przygotowanie jest naprawdę realne. To nie są tylko gadgety, ale realne oszczędności czasu i pieniędzy. Na rynku motoryzacyjnym to samo – auto podjedzie na stację, zatankuje, zostanie automatycznie wykonany przegląd podstawowych funkcji. IoT to bardzo ciekawy obszar, a płatności będą zachodzić w tle.

Ł.P.: W jaki fintech inwestujecie teraz?

Ł.W.: Nie możemy się pochwalić tym, w co zamierzamy zainwestować. To w co już zainwestowaliśmy w Polsce to: eCard i Dotpay, czyli dwie spółki, które zajmują się integracją metod płatności dla merchantów. Obie spółki wywodzą się z online’u, ale uzupełnieniem ich oferty są nowoczesne terminale, które dają merchantom możliwość rozwoju usług omnichannel. W ostatnich dniach podpisaliśmy umowę sprzedaży grupy, osiągając zarówno dobry zwrot dla funduszu, jak i wybierając bardzo silnego nowego właściciela, który ma wszelkie atrybuty, aby dalej ją rozwijać i kształtować polski rynek płatności.

Kolejna firma to Mobiltek – płatności operatorskie, bazujące na relacjach konsumentów z telekomami. W post paidzie wygląda to tak, że telekom będzie mógł kredytować zakupy dóbr cyfrowych, tj. bilety, rozrywki, bilety komunikacji, dostęp do cyfrowego contentu, swoim klientom, a ten na koniec miesiąca dostanie zakup tych usług doliczone do faktury. Dla telekomów, które borykają się ze spadającymi przychodami z podstawowej działalności to możliwość wejścia w bardzo atrakcyjny segment płatności i mocniejsze przywiązanie klienta.

Mamy też mFind.pl, czyli brokera ubezpieczeń online. Ubezpieczenia online to bardzo szybko rosnący rynek, z dużym potencjałem i z powtarzalnością zakupów, bo OC musimy odnawiać co roku, więc ta powtarzalność i przywiązanie klienta jest długoterminowe. Idąc tym tropem zainwestowaliśmy w grudniu w Netrisk. To spółka działająca w tym samym segmencie rynku, tylko na Węgrzech. Ma ona bardzo duży, bo aż 40% udział w tamtejszym rynku sprzedaży ubezpieczeń non-life online. Na urządzeniach mobilnych bardzo szybko rozwijają się ubezpieczenia podróżne, ale będą się też rozwijać inne produkty ubezpieczeniowe, np. ubezpieczenia hipoteczne.Dzisiaj w momencie, gdy biorę kredyt, podsuwany jest mi wybrany przez bank ubezpieczyciel. Ale może się okazać, że lepsza ofertę dostanę, gdy wpiszę kilka parametrów tego mieszkania w Internecie.

W Wielkiej Brytanii mamy dwie spółki. Pierwsza to Azimo, czyli firma zajmująca się transferem pieniędzy. To rynek, który kiedyś był domeną banków, które pobierały bardzo wysokie prowizje za międzynarodowe przekazy pieniężne. Azimo zaproponowało tę usługę dużo taniej, więc spółka rośnie w trzycyfrowym tempie.

Następna firma to MartetInvoice, czyli marketplace usług faktoringu online. Z jednej strony mamy dostawców kapitału, którzy w związku z tym, że są niskie stopy procentowe chcą ten kapitał zainwestować i uzyskać wyższe zwroty. Z drugiej, mamy przedsiębiorstwa, które za swoje usługi wystawiają faktury z odroczonym terminem płatności. Aby poprawić płynność mogą te faktury „upłynnić”, czyli odsprzedać i dostać pieniądze od razu.

Ł.P.: Faktoring online jest teraz popularnym tematem.

Ł.W.: W Polsce faktoring rozwija się bardzo szybko, jeśli chodzi o startupy. Ja sam jestem w stanie wymienić co najmniej kilka. Rynek ma duży potencjał. Widać to po tym, że tradycyjne spółki, które mają offlineowy proces fakturowania teraz wchodzą do online’u. Przy PSD2, kiedy dostaną one jeszcze dostęp do konta bankowego swoich klientów i możliwości szybszej weryfikacji zdolności kredytowej spółki faktoringowe będę się mogły jeszcze szybciej rozwijać.

Z naszego portfela mamy jeszcze iZettle, które właśnie zostało zakupione przez PayPal. To szwedzka spółka, która zaproponowała nowe podejście do tradycyjnych terminali płatniczych, polegające na wykorzystaniu bardziej nowoczesnych terminali z systemem zarządzania magazynem, spięte w cloudzie z księgowością i innymi usługami dostarczanymi na bazie historii transakcji procesowanych przez terminale. Dzięki temu spółka wie, jaki jest cash flow danego przedsiębiorstwa i może proponować usługi finansowania kapitału obrotowego.Czyli jest to badanie zdolności kredytowej na bazie przepływów pieniężnych, a następnie udzielanie kredytu obrotowego. Działa regionalnie, poza Skandynawią jeszcze w krajach bałtyckich i w Ameryce Południowej.

Ł.P.: Dużo tych spółek…

Ł.W.: Dodałbym jeszcze NaviExpert. Historycznie to spółka, która dostarczała mapy dla kierowców, pokazywała, gdzie są korki, radary, itd. Zbudowała bazę kierowców, dzięki czemu ma też dane, dotyczące ich stylu jazdy i na bazie tego stylu jazdy teraz z Link4 sprzedaje im ubezpieczenia w modelu „pay as you drive”.

Ł.P.: Na koniec prognoza dla fintechów w Polsce?

Ł.W.:Na polskim rynku jest duży popyt wewnętrzny, dobre makroekonomiczne uwarunkowania i jeśli regulacje nie będą przeszkadzać, a co więcej – nadążać za dostępnymi zmianami w technologii, to na horyzoncie widać kilka ciekawych firm na poziomie startupowym.

Ł.P.: Czy jest szansa na polskiego unicorna fintechowego?

Ł.W.: Już są, np. Alior Bank. Ale będą kolejne. Myślę, że jest kilka spółek, które będą wycenione na miliard złotych, jeszcze nie miliard dolarów, ale to jest przed nami.

Ł.P.: I tym optymistycznym akcentem, dziękuję za rozmowę.

Ł.P.: Ja również dziękuję.

Z Łukaszem Wierdakiem rozmawiał Łukasz Piechowiak.