O sprawie informuje serwis Finextra. Rachunek ma być darmowy. Robinhood wychodzi z założenia, że usługi finansowe w USA są najdroższe dla osób, które mają niższe dochody i należy to po prostu zmienić. Nie jest to odosobniona opinia. Wysokie opłaty za prowadzenie konta i niskie stopy zwrotu to standard, który Robinhood chce przełamać. Na razie idzie im nieźle – mają 6 mln użytkowników, a ich wycena zbliża się do 6 mld dolarów. 

Amerykański fintech Robinhood to taki Revolut dla inwestorów

Żadnych opłat i prowizji za dokonane transakcje. Brzmi zachęcająco dla każdego, kto musiał zapłacić wyższą opłatę za zakup akcji niż wynosiła ich wartość nominalna. A jest to typowe na polskich rachunkach maklerskich, które nie tylko wyglądają źle i daleko im do Robin Hooda, ale przede wszystkim są zniechęcająco drogie.

W tym miejscu warto poinformować, że dwa dni temu Dom Maklerski mBanku zaprezentował nową wersję serwisu transakcyjnego mInwestor. Wygląda o niebo lepiej niż poprzednia. Jednak zamieszczanie linków do nowego panelu logowania w wiadomości e-mailowej nadanej do klientów to skandal.

Co z tego, że prowadzenie rachunku jest darmowe, skoro opłata za zlecenia jest wysoka, a o jej uiszczeniu klient dowiaduje się w zasadzie znienacka? Bardzo prokonusmenckie podejście. Potem wszyscy eksperci są zdziwieni, że udział inwestorów indywidualnych maleje, a obroty na giełdzie są mniejsze niż 1 miliard zł dziennie.

Rachunki maklerskie w Polsce po prostu nastawione są na skrobanie opłat od klientów, a nie dostarczenie im fajnego produktu, za który chcieliby zapłacić. Usability, poziomem obsługi i ogólnie estetyką daleko im do poziomu Robin Hooda, czy Revoluta. W polskim rachunku klient loguje się pierwszy raz i nie wie o co chodzi, z miejsca jest zagubiony i potrzebuje profesjonalnego wsparcia, bo inaczej zrobi sobie krzywdę. To zniechęca, w odwrotności do tego, co robią fintechy takie jak Robinhood. 

/ŁP