Robinhood to amerykańska internetowa platforma inwestycyjna, która umożliwia zakup akcji bez konieczności ponoszenia wysokich kosztów prowizyjnych. Na razie dostępna jest tylko na iOS, na androidzie znajdziemy apkę, ale bez funkcji transakcyjnych. Nie jest też jeszcze dostępna dla polskich inwestorów, ale firma zapowiada wyjście poza USA również na rynki europejskie.

Czytaj także: W tym kraju za leczenie zapłacisz BitCoinem

To nie jest pierwsza tego typu aplikacja, ale wyróżnia ją wyjątkowa prostota w obsłudze. To właśnie ona może podlegać krytyce, bo w aplikacji próżno szukać zaawansowanych narzędzi analitycznych. Niemniej aplikacja nie jest skierowana do starych wyjadaczy tylko do młodych inwestorów, którzy chcieliby kupić akcje swoich ulubionych spółek, z których produktów korzystają na co dzień. Trend wydaje się być słuszny i nie zdziwiłbym się specjalnie, gdyby odpowiednią platformę inwestycyjną niebawem implementował Facebook.

Założyciele Robinhooda – Vlat Tenev i Baiju Bhatt doszli do wniosku, że prowizje za zakup akcji to swojego rodzaju podatek – opłata za usługę, która pomimo, że w ostatnich latach wyraźnie zmalała, wciąż jest zbyt wysoka.

Jak działa Robinhood?

Robinhood from Robinhood on Vimeo

Robinhood nie okrada bogatych,

ale stanowi duże zagrożenie dla odrobinę zbyt skostniałych instytucji. Skomplikowane programy oferowane przez „stare” domy maklerskie i banki ustępują fintechom na polu tworzeniu prostych i funkcjonalnych platform inwestycyjnych.

Na rynku pojawiło się już kilku graczy, którzy w zamian z minimalne prowizje oferują dostęp do światowych rynków kapitałowych – np. eToro. W Polsce duży sprzeciw m.in. środowisk maklerskich wzbudziło pojawienie się Degiro. Nie zmienia to faktu, że ryzyka istnieją i rynek ten wymaga ciągłej kontroli. Niemniej nadzór w istocie nie jest po to by chronić stare modele biznesowe i układy tylko uczestników rynku (w mojej opinii także przed wysokimi prowizjami).

Czytaj także: Pierwszy sportowy bot od Totolotka na polskim Twitterze

Szansa dla GPW?

Polska giełda, chociaż ostatnimi czasy ma się całkiem nieźle, musi wyjść naprzeciw nowym trendom. Nad rynkiem wisi niedobite OFE a na kursy zbyt duży wpływ mają polityczne deklaracje. Dodatkowo nowe i niejasne wymogi informacyjne nałożone na emitentów jeszcze bardziej zniechęcają całkiem niezłe polskie spółki do pozyskania kapitału za pośrednictwem giełdy. Dzisiaj lepszym sposobem na to jest rynek Catalyst.

Obiektywnie polski rynek kapitałowy jest mały i wiele wskazuje na to, że w tej formie będzie się kurczyć. Dlatego spokojnie możemy eksperymentować z fintechami– w końcu, co gorszego może jeszcze spotkać inwestorów indywidualnych?