RODO w teorii systematyzuje pewnego rodzaju oczywistości wynikające z faktu, że każdy człowiek jest właścicielem informacji o sobie, a to oznacza, że ma prawo tą własnością zarządzać. W międzyczasie pojawił się szereg wątpliwości podsycanych przez środowiska prawnicze, które szeptem w kuluarach  i nie tylko, z dużym natężeniem informowały o tym kogo to RODO nie zmiecie.

RODO panika

Do tego dochodzą obecnie wyśmiewane absurdy (wcześniej traktowane całkiem poważnie), w stylu kreacji wątpliwości co do zmiany funkcji i kultury zwyczaju wymiany wizytówkami, problemów w poszukiwaniu w szpitalach dzieci, które miały wypadek drogowy, etc. Ogólnie przez ostatnie pół roku nie było dnia by w gazetach nie pojawiały się artykuły na temat RODO i konsekwencji jego wdrożenia na biznes taki i owaki.

Mnogość informacji, sprzeczne opinie i wykluczające się wzajemnie konkluzje doprowadziły do RODO paniki. Dodajmy do tego horrendalne ceny „wdrożeń” i szkoleń oferowanych przez różnego rodzaju podmioty specjalizujące się w „ochronie prawnej”. Biznes miał powody do obaw. Przy czym należy zaznaczyć, że za uszami też miał sporo. W zasadzie dalej ma, nic się nie zmieniło.

RODO szkodzi na mózg

Przechodząc do konkluzji, jedynie obecnie obserwowany efekt to wzrost wydatków na obsługę prawną i znaczne zwiększenie poziomu uciążliwości korzystania z Internetu, zwłaszcza portali informacyjnych. W przypadku pierwszego rozumiem, bo prawnicy rzadko kiedy mają okazję doświadczyć sytuacji, że klienci pchają się do nich drzwiami i oknami.

W przypadku uciążliwości korzystania z Internetu to za kilka lat pojawią się poważne opracowania naukowe z psychologii i socjologii o naturze ignorowania wyskakujących okienek z bełkotem prawnym. Proszę się zastanowić jak silnie dewastuje to umysł człowieka i jak takie „ważne okna” wpływają na funkcjonowanie mózgu, który zaczyna je automatycznie ignorować. Duże pole do oszustw – co jeśli mam rację, przyniesie skutki odwrotne do oczekiwanych. Z resztą oszustwa na RODO już są. Obecnie cechuje je jeszcze szczątkowa elegancja, ale to tylko kwestia czasu. Nie ma subsydiarności, a zdrowego rozsądkuu nie ma w ogóle. Jest tylko usypiający protekcjonizm, który prowadzi do absurdu.

RODO uderzy w Facebooka. Jasne:)

Myślę, że każdy kto sądzi, że Facebook lub Google na tym ucierpi tak naprawdę nie ma pojęcia o tym, jak wielkim prezentem dla nich było wprowadzenie RODO. Dzisiaj nie ma żadnej najmniejszej możliwości, by na rynku pojawiła się legalna istotna konkurencja dla tych podmiotów. Prawo im to skutecznie uniemożliwia, a nawet jeśli nie – to podmioty te zabije koszt obsługi prawnej. Facebooka i Google stać na to, by się wdrożyć. Stać ich nawet na to by zapłacić karę. Jest to mała cena za brak możliwości rozwoju jakiejkolwiek legalnej konkurencji.

I do czego to się wszystko sprowadza? Wchodząc na artykuł na smartfonie koniecznie trzeba tapnąć w zgodę na przetwarzanie danych osobowych i potwierdzenie przyswojenia informacji o tym, kto gdzie i kiedy te dane będzie miał (tudzież zgodę na tytułowanie użytkownika „Szanowana Małpo”).

Efekt jest taki, że przeglądanie Internetu wzbogacono o kolejną absurdalną czynność, czyli „odtapania” „hintów” (tap – stukać, hint – wzmianek), które są pisane małą czcionką, zajmują cały ekran, spowalniają ładowanie tekstu, itp. 99,9% użytkowników nawet tego nie czyta.

Po co to było? Albo inaczej – czy to było nie do przewidzenia? Czy sprzedawcy z call center rzadziej do Państwa dzwonią? W skrzynce mejlowej jest mniej spamu? No właśnie.