W Połowie stycznia 2016 roku agencja S&P obniżyła Polsce rating z A- do BBB+. Nigdy tego dnia nie zapomnę, bo było ciemno i zimno, a w telewizji pojawili się chyba wszyscy ekonomiści w Polsce. Co do niektórych mam podejrzenie, że to było ich pierwsze zetknięcie z tematem, bo nawet w silnym stresie związanym z występem na żywo człowiek nie głupieje tak bardzo jak niektórzy znachorzy ekonomii. O Agencji S&P usłyszał cały kraj. Polacy stali się ekspertami nie tylko od skoków narciarskich, ale także sposobów i przyczyn ustalania ratingów. Pojawiły się też oskarżenia, że decyzja o obniżce miała nieobiektywne podstawy…

Rynek zawył błagając o litość

Polska waluta osłabiła się, co nie pomagało kredytobiorcom walutowym. Wzrosły też wyceny rentowności krajowych obligacji – to mniej kasy w budżecie np. na podwyżki lub jak kto woli: „nagrody”, bo rośnie koszt obsługi długu. Sytuacja była nieciekawa. Fintechy też nie miały się z czego cieszyć, bo kto będzie inwestował w startupy technologiczne w kraju, który jest oceniany jako średnio stabilny z perspektywą negatywną i w dodatku jeszcze z „egzotyczną walutą”. Ryzyko duże, lepiej inwestycje z funduszów kierować do krajów z literką A. Automatyka i mechanika rynków kapitałowych nie zna litości, dlatego nierozważne i kłótliwe towarzystwo polityczne szkodzi nam straszliwe niezależnie od tego, kto ma rację. Jak w tym starym dowcipie o przepisie na udane małżeństwo: „wolisz mieć rację, czy być szczęśliwym?”

– Najbardziej spektakularnie zareagowały kontrakty CDS (Credit Default Swaps) pokazujące ryzyko bankructwa Polski. Wzrosły z ok. 73 pkt bazowych w pierwszej części miesiąca do 103 pkt w drugiej, czyli aż o 40 proc.Konsekwencje tej decyzji prawdopodobnie były widoczne jeszcze częściowo do pierwszych miesięcy 2017 r., kiedy dopiero CDS-y w sposób trwały powróciły do granicy 70 pkt, by potem kontynuować spadki, głównie dzięki poprawie koniunktury wewnętrznej i zewnętrznej. Chociaż głównym powodem gwałtownego cięcia ratingu (z A- do BBB+ z perspektywą negatywną) były kwestie instytucjonalne, to również projekcje makroekonomiczne wyglądały słabo – pisze w swoim komentarzu Marcin Lipka, Głowny Analityk Cinkciarz.pl.

Właśnie, kwestie instytucjonalne!

S&P obniżył Polsce rating do poziomu BBB+ z powodów instytucjonalno-politycznych (nie jest on zły, ale „A” jest dużo lepsze. BBB+ ma np. Meksyk i Tajlandia). Nie oszukujmy się – PiS tuż po wygranych wyborach działał stosunkowo agresywnie (opozycja też), mogło to być odebrane jako zagrożenie dla stabilności otoczenia instytucjonalnego, szczególnie ruchy z Trybunałem Konstytucyjnym, który ostatecznie okazał się być urzędem o zmiennym poziomie istotności.

Do tego dochodziła niezaprzeczalnie negatywna na wielu poziomach, nieprzemyślana i populistyczna decyzja o obniżeniu wieku emerytalnego. Również silne były obawy w związku z finansowaniem programu 500+. Reakcja S&P była ostra, ale broniła się „jako tako”. Ekonomiści wskazywali na dobre prognozy dla Polski, ale faktycznie „turecki” scenariusz wydawał się także prawdopodobny. Dzisiaj wiemy, że S&P nas skrzywdził, co wcale nie zmienia faktu, że wciąż jednak nieprzewidywalność regulacyjna rządu stanowi silny hamulec dla inwestycji zagranicznych i prawdopodobnie krajowych również.

Jedna wielka piaskownica…

Rynek dyskontuje wszystko – chociaż możemy się doktrynalnie nie zgadzać z podziałem sceny politycznej, to jednak nie można odmówić rządowi PiS historycznego szczęścia do koniunktury i kilku udanych decyzji m.in. nacisk na uszczelnienie systemu podatkowego. Dzisiaj prognozy ekonomiczne dla Polski są bardzo dobre. Obecnie S&P szacuje nasz wzrost PKB na poziomie 4,8 proc.

W efekcie S&P podniosło nam rating. Wszyscy się cieszą i skaczą z radości. Ciekawe czy ktokolwiek kiedykolwiek policzy poniesione koszty i odpowie na pytanie, co by było gdybyśmy powstrzymywali się od awantur? Bo w to, że budzilibyśmy większy respekt nie wątpię. Dzisiaj Polska, tuż przed wyborami, faktycznie jest jedną wielką piaskownicą… z dziećmi obrzucającymi się piaskiem. Chwilowo uznano to za normalny stan nie mający wpływu na postawione babki. Niestety, PKB w Polsce musi rosnąć w tempie powyżej 4%, a bezrobocie utrzymywać się poniżej 7% – tylko tak rewelacyjne wyniki nie dają możliwości innej oceny niż „A”. Możemy za to podziękować politykom, bo może gdyby było stabilniej, to poprzeczka nie wisiałaby tak wysoko.