Po najnowszej aktualizacji aplikacji Ubera jesteśmy śledzeni cały czas. Nawet, gdy wyłączymy aplikacje ta nadal prosi o pozwolenie na pobieranie danych o naszej lokalizacji. Firma twierdzi, że potrzebuje więcej informacji, aby usprawniać swoje usługi i musi prosić o ciągły dostęp do lokalizacji, ponieważ tak skonstruowane są systemy w urządzeniach mobilnych. Dodatkowo Uber zapewnia, że nie zamierza nadużywać tych informacji.

Oczywiście bardzo szybko podniosły się głosy sceptyków, że jest to zamach na prywatność i jej pogwałcenie. Nowa aktualizacja pojawiła się wczoraj (28 listopada). Czy faktycznie jest się czego obawiać?

Czytaj także: Golem, czyli Uber dla komputerów uzbierał 8,6 mln dolarów w 19 minut

Kluczowe pierwsze 5 minut

Uberowi zależy na dostępie do lokalizacji pasażera przede wszystkim od momentu wezwania pojazdu, do 5 minut po jego opuszczeniu. We wcześniejszych wersjach aplikacji Uber nie śledził lokalizacji pasażerów, ani podczas podróży, ani po opuszczeniu pojazdu.

Firma Travisa Kalanicka chce dzięki temu usprawnić całą procedurę zabierania i wysadzania klientów. Pasażer kontaktuje się z kierowcą głównie po to, aby podać swoją lokalizacje, ponieważ uberowska „apka” nie podaje takich informacji. Teraz ma się to zmienić, a Uber chce uniknąć zamieszania podczas zabierania klienta.

Czytaj także: Taxify – konkurencja dla Ubera już niebawem w Polsce

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Zmianę swojego podejścia Uber argumentuje również bezpieczeństwem pasażerów. Firma chce monitorować, jak często muszą oni przechodzić przez ulicę po opuszczeniu pojazdu. Aby usługa była jeszcze wygodniejsza, Uber chce ograniczyć klientom takie niedogodności.

– Zawsze myślimy nad sposobami, dzięki którym możemy poprawić jakość naszych usług. Kwestia wygodnej lokalizacji pasażerów jest dla nas kluczowa. Prosimy zatem klientów o jej jak najszersze udostępnianie – ogłosił przedstawiciel Ubera.

Jeżeli okaże się, że pasażer często musi przedzierać się przez ruchliwą ulicę, aby dotrzeć do celu, następnym razem aplikacja podpowie kierowcy, aby ten zaparkował po drugiej stronie ulicy. Wszystko dzięki inwigilacji.

Czytaj także: Taksówki bez kierowcy? To już się dzieje

Skąd to zaskoczenie?

Wiele osób może zszokować zachowanie Ubera, jednak tego typu zmiany zostały już zapowiedziane w zeszłym roku. Już wtedy firma wprowadziła zmiany w swojej polityce prywatności, aby zbieranie danych przy wyłączonej aplikacji było możliwe.

Spotkało się to z oporem regulatorów i organizacji chroniących prywatność klienta, co wymusiło na Uberze konieczność szyfrowania informacji o lokalizacji pasażerów oraz jej wielopoziomowego zabezpieczenia podczas transmisji danych.

Czytaj także: Taksówkarze mają dosyć Ubera. Proponują nowelizację ustawy o transporcie drogowym

Dzięki tym zmianom czas otwierania aplikacji ma zostać skrócony do minimum. Obecnie podczas otwierania apki oczekiwanie jest spowodowane pobieraniem danych o lokalizacji. Po ostatnim updacie nie będzie to konieczne – Uber będzie posiadał informacje w bazie dużo wcześniej.

Pomimo tych korzyści, część klientów Ubera może pozostać sceptyczna do nowej aktualizacji. Aplikacja ma nas śledzić po opuszczeniu pojazdu i to jeszcze przy wyłączonej aplikacji?! Krytyków pomysłu możemy uspokoić – jeżeli boimy się o swoją prywatność wystarczy wyłączyć dostęp do lokalizacji na swoim smartfonie.

Podczas otwierania aplikacji Uber będzie nas prosił o jej ponowne włączenie, jednak możemy zignorować komunikat i ręcznie wpisać adres, z którego chcemy zostać zabrani przez kierowcę. Czy jest jednak sens, aby tak utrudniać sobie życie?