Uber to zło wcielone, bo odbiera taksówkarzom chleb

Aplikacja, która łączy pasażerów z kierowcami ma wiele za uszami i można jej zarzucić całkiem sporo. To samo można powiedzieć o legalnych taksówkarzach, którzy w swoich protestach wręcz sięgają po górnicze metody (blokowanie miasta, awanturowanie się, oblewanie samochodów farbą) i wyssane z palca argumenty o ich rzekomo lepszym psychologicznym przygotowaniu do obsługi pasażera tylko dlatego, że mają badania psychologiczne.

Faktem natomiast jest, że mają wyższe koszty niż uberowcy (ZUS-y, kasy fiskalne, podatki) i to rzeczywiście jest nieuczciwe, że jeden rodzaj działalności, który zaspokaja tę samą potrzebę – działa na różnych zasadach. To coś jak z różnymi stawkami VAT na ketchup i musztardę.

Racjonalnie rzecz ujmując mamy sytuację, w której ścierają się dwie siły, z których żadna nie ma całkowitej racji. Konsument zawsze wybierze to, co mu bardziej odpowiada, ale jak widać walka sektorowa idzie w kierunku odebrania mu prawa do dokonywania wyboru poprzez wprowadzenie idiotycznych ograniczeń, których jedynym celem jest zwiększenie kosztów świadczenia usługi.

Na myśl przychodzą producenci świec, którzy wg przypowieści Bastiata próbowali wymusić na francuskim królu by ten wprowadził praco nakazujące zasuwać okiennice w dzień – by Słońce nie robiło im konkurencji.

To sprawi, że Uber w Barcelonie będzie mniej konkurencyjny

O Uberze napisano już prawie wszystko. O taksówkarzach także. Użyto praktycznie wszystkich argumentów, zebrano dziesiątki opinii. Było też sporo czasu na badania społeczne, analizy prawne i technologiczne. Biorąc to pod uwagę możemy oczekiwać, że ustawa rozstrzygająca kwestię Ubera będzie bardzo dobrze przygotowana? Śmiem wątpić, jak również wciąż zastanawiam się, dlaczego tak długo trzeba na nią czekać.

Przy okazji. Minęło tyle lat, a korporacje taksówkarskie wciąż mają problem z przygotowaniem aplikacji, która chociaż w połowie byłaby tak dobra jak te od Taxify i Ubera. Masakra, Bareja, Zmiennicy.