Marius Jurgilas (zdjęcie powyżej) zdradził nam, że w Warszawie bywa stosunkowo często. Spotkaliśmy się w siedzibie Komisji Nadzoru Finansowego i porozmawialiśmy o litewskim rynku fintech, działalności Banku Litwy, tamtejszej piaskownicy regulacyjnej i wątpliwościach odnośnie związków Revoluta z Rosją.

Rafał Tomaszewski: Dzień dobry. Na początek przygotowałem względnie proste pytanie. Jak wygląda litewski sektor FinTech w porównaniu do innych krajów bałtyckich? Dlaczego fintechy aplikują o licencję na Litwie, a nie na przykład na Łotwie?

Marius Jurgilas: Dzień dobry. Nie chcę się wypowiadać w kontekście, dlaczego jedno państwo jest lepsze od drugiego. Regulatorzy rynku finansowego mierzą się z różnymi wyzwaniami – na przykład jeżeli chodzi o strukturę danego rynku i tego jakie skutki ona generuje.

Bank Litwy jest krajowym nadzorcą, regulatorem i bankiem centralnym. Chcemy, aby na naszym rynku była jak największa konkurencja, która przełoży się na lepszą jakość usług finansowych dla obywateli. Właśnie dlatego prowadzimy politykę, która sprzyja pojawianiu się nowych fintechów na Litwie.

Z kolei inne kraje mogą borykać się z problemem nasycenia rynku finansowego, na którym funkcjonują tysiące firm. W takim wypadku ciężko o zachęcanie kolejnych podmiotów do rozpoczęcia działalności. Na Litwie widzimy jednak potrzebę pojawienia się nowych graczy z sektora finansowego, dlatego staramy się wprowadzać rozwiązania, które ułatwiają wejście na rynek litewski.

R.T.: Jak obecnie wygląda litewski rynek fintech? Ile firm otrzymało licencję od Banku Litwy?

M.J.: W ciągu 2018 roku liczba fintechów działających na Litwie i liczba pracowników, których zatrudniają wzrosła o ponad 40%. W 2018 roku na Litwie działało około 170 fintechów – dla porównania w 2017 roku było ich 117. Przez rok liczba osób zatrudnionych w tym sektorze zwiększyła się o 700 nowych pracowników. Obecnie w branży pracuje 2,6 tys. osób.

Co ważne 70% fintechów działających w naszym kraju ma swoją siedzibę na Litwie. Pozostałe mają biura także poza Europą – w Izraelu, Singapurze, czy Hong Kongu. Ponad 96% spółek działających na Litwie (w sektorze FinTech) postrzega Europę jako swój najważniejszy rynek. Ponad 33% widzi potencjał także w rynku azjatyckim, a około 25% chce się rozwijać również w Stanach Zjednoczonych.
Jeżeli chodzi o same licencje, to na razie Bank Litwy wydał ich około 110. Dominują tutaj instytucje pieniądza elektronicznego (50), instytucje płatnicze (47), platformy crowdfundingowe i P2P (14) i wyspecjalizowane banki (3).

Natomiast w trakcie rozpatrywania jest około 60 kolejnych aplikacji – 39 instytucji pieniądza elektronicznego, 13 instytucji płatniczych, 3 platformy crowdfundingowe i P2P oraz 4 wyspecjalizowane banki. Spodziewamy się, że w 2019 roku otrzymamy około 100 wniosków o licencje od fintechów.

W związku z tak aktywnym rozwojem tego sektora Bank Litwy podejmuje kroki, aby utrzymać wysoki poziom nadzoru. Ze względu na coraz większą liczbę instytucji pieniądza elektronicznego i instytucji płatniczych postanowiliśmy wzmocnić swoje działania na tym polu. Dlatego powołaliśmy dwa nowe departamenty – Electronic Money and Payment Institution Supervision Division oraz Anti-Money Laundering and Counter Terrorist Financing Division. Zwiększamy także liczbę wykwalifikowanych pracowników i inwestujemy w nowoczesne narzędzia IT.

R.T.: Super, to bardzo szczegółowe dane. Kiedy w ogóle Bank Litwy zaczął dostrzegać znaczenie fintechu? Dlaczego chcecie stać się fintechowym centrum w tej części Europy?

M.J.: Trzy lub cztery lata temu usiedliśmy wspólnie z Ministerstwem Finansów i innymi agencjami rządowymi, aby zastanowić się nad tym jak orzeźwić litewski sektor finansowy. Było to dla nas oczywiste, że nowe podmioty nie pojawią się na naszym rynku, jeżeli będą mogły świadczyć usługi tylko niespełna 3 milionom obywateli Litwy.

Dlatego postanowiliśmy wykorzystać nowe technologie w branży finansowej, które pozwalają na świadczenie usług także poza granicami kraju, bez konieczności fizycznego kontaktu między klientami.

Chcieliśmy wykorzystać naszą obecność w Unii Europejskiej i w strefie euro. Wejście na rynek litewski miało oznaczać wejście do strefy euro, co jest szczególnie atrakcyjne dla wielu fintechów. Trzy lub cztery lata temu dyskutowaliśmy na temat tej strategii i w końcu została ona zatwierdzona przez rząd. Tak to się zaczęło.

R.T.: Jak wygląda cały proces przyznawania licencji przez Bank Litwy? Mam na myśli licencje instytucji pieniądza elektronicznego, lub wyspecjalizowane licencje bankowe? Jak długo trwa taki proces?

M.J.: Bank Litwy stworzył specjalny program dla nowych podmiotów, w którym grupa pracowników zajmuje się weryfikacją fintechów na poziomie wstępnym. Chodzi o serię spotkań, rozmów telefonicznych, czy dyskusji z zainteresowanymi firmami. W ten sposób chcemy sprawdzić, czy zdają sobie one sprawę z potencjalnego ryzyka i korzyści wynikających z nowego modelu biznesowego.

Co więcej takie podejście pozwoliło nam – jako nadzorcy, zrozumieć potrzeby rynku i nowe modele biznesowe. Teraz wiemy co warto doradzić fintechom, aby ich produkt jeszcze lepiej wpasował się w rynek usług finansowych. Natomiast już po rozpoczęciu oficjalnego procesu licencyjnego podąża on ścieżką ogólnoeuropejską – według wytycznych Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego.

Bank Litwy zadbał o to, aby różne procesy ewaluacji danego fintechu przebiegały równocześnie, a nie jeden po drugim. Dzięki temu możemy weryfikować firmę i jej rozwiązanie pod wieloma aspektami jednocześnie. To skraca czas potrzebny na uzyskanie licencji z 6-9 miesięcy do mniej niż 3 miesięcy – dla instytucji pieniądza elektronicznego.

R.T.: Czy to prawda, że fintechy z Wielkiej Brytanii starają się o licencję na Litwie, aby uniknąć konsekwencji Brexitu? Ile firm z Wysp otrzymało licencje od Banku Litwy?

M.J.: To całkowity zbieg okoliczności, że akurat w tym samym momencie, gdy wdrożyliśmy naszą strategię wspierania fintechu, obywatele Wielkiej Brytanii zadecydowali w referendum o opuszczeniu Unii Europejskiej. To prawda, że mamy kilka firm z UK, które chcą zabezpieczyć się przed Brexitem i utrzymać dostęp do swoich klientów na Kontynencie.

Takie spółki są z nami w kontakcie i zależy im na odnowieniu posiadanej przez siebie licencji – w kraju należącym do Unii Europejskiej. Dzięki temu na pewno będą mogły prowadzić swój biznes w Europie po Brexicie.

R.T.: Czy Wilno będzie największym hubem fintechowym w tej części Europy?

M.J.: Nie to jest naszą ambicją. Chcemy posiadać najbardziej dynamiczny i najbardziej efektywny sektor finansowy w Europie. Jeśli będzie to wymagało od nas współpracy z jeszcze większą grupą fintechów, wtedy prawdopodobnie odpowiedź na Pana pytanie brzmi „Tak”. Ale równocześnie nasz rynek finansowy może stać się bardzo innowacyjny i konkurencyjny nawet bez obecności kolejnych podmiotów z zagranicy.

R.T.: Wiem, że na Litwie działa już regulacyjna piaskownica. Mógłby Pan wyjaśnić zasady jej funkcjonowania? Ile fintechów znajduje się w Waszym sandboxie?

M.J.: Nasza piaskownica wystartowała w zeszłym roku i na razie jesteśmy na etapie przyjmowania aplikacji. Sandbox pozwala uczestnikom rynku na rozwijanie produktów finansowych, których zakres działania nie został jeszcze uregulowany. Fintechy mogą testować swoje rozwiązania pod czujnym okiem nadzoru.

Piaskownica pozwala na testowanie produktu na grupie prawdziwych klientów w kontrolowanym przez nadzór środowisku. W momencie gdy zatwierdzimy dane rozwiązanie, firma może opuścić sandbox i świadczyć swoją usługę na rynku.

Nie zamierzamy jednak przyjmować do piaskownicy niezliczonej grupy fintechów. Mamy jasno określone kryteria. Nie przyjmujemy firm, które chcą wykorzystać naszego sandboxa do testowania rozwiązań przeznaczonych na zagraniczne rynki.

Wykorzystujemy publiczne zasoby rynku litewskiego, dlatego innowacyjność nie jest jedynym kryterium. Szukamy pomysłów względem których nie ma jasno określonych regulacji i które mają być wykorzystane na Litwie.

R.T.: Czy można powiedzieć, że regulacje na Litwie są nieco łagodniejsze niż w innych krajach? Wiem, że prawdopodobnie powie Pan „Nie”…

M.J.: Postaram się dać nieco bardziej wyczerpującą odpowiedź. Faktycznie, może się wydawać, że nasze regulacje są bardziej przyjazne fintechom, ale mogę przedstawić dowody na obalenie tej tezy.
Nigdy nie naginaliśmy swojego prawa, ale wymagamy od uczestników skrupulatnego przygotowania do procesu licencyjnego. Pomagamy w zestawieniu odpowiednich dokumentów, dlatego w trakcie składania wniosku wszystko przebiega sprawnie.

Jeśli dana firma ma jakiekolwiek problemy, to radzimy jej żeby nie składała dokumentów. Dzięki temu nie spowalniają nas wnioski, które i tak byśmy pewnie odrzucili. Możemy skoncentrować swoje zasoby na tych firmach, które są dobrze przygotowane i gotowe na licencje.

R.T.: Co Pan wie o polskim sektorze fintech? Czy zna Pan jakieś polskie fintechy?

M.J.: Wiem, że w Polsce trwały prace nad piaskownicą regulacyjną. Jest też kilka fintechów połączonych z zarządzanym przez Bank Litwy systemem płatniczym Central Link. Polski sektor finansowy znajduje się jednak w innym położeniu niż ten litewski.

R.T.: Co ma Pan na myśli? Chodzi o kwestie innowacyjności?

M.J.: Tak – między innymi. Polski sektor finansowy wydaje się być dużo bardziej innowacyjny niż ten litewski, dlatego regulatorzy zajmują się nieco innymi kwestiami.

Moim zdaniem sam sektor fintech nie ma w sobie żadnej wartości. Startupy mają po co istnieć tylko wtedy, gdy są samowystarczalne i rozwiązują jakiś problem. Jeżeli chodzi o Litwę, to sektor fintech jest disruptorem, który ma sprawiać żeby nasze banki były bardziej innowacyjne. Jeżeli sektor bankowy jest już tak nowoczesny jak w Polsce, to wtedy fintechy mogą wywierać presję na banki, tak aby pozostały one w czołówce i nie osiadły na laurach.

Zazwyczaj wielkie instytucje – takie jak banki, nie radzą sobie zbyt dobrze z wdrażaniem innowacyjnych procesów, dlatego mogą wykorzystać w tym celu fintechy. W moim odczuciu polski sektor fintech pomaga wdrażać innowacje w bankach i dopiero potem docierają one do klientów – pod egidą banku. Na Litwie sektor fintech częściej kieruje swoje rozwiązania prosto do konsumentów.

R.T.: To bardzo celna konkluzja. A jak wygląda rynek płatniczy na Litwie? Jakie są najbardziej popularne metody płatności? Czy wciąż wiele osób płaci gotówką?

M.J.: Jeżeli mam podawać te liczby „z głowy”, to szacuje, że 60-70% płatności na Litwie to wciąż transakcje gotówkowe. Można stwierdzić, że wciąż jesteśmy gospodarką opartą na tradycyjnych pieniądzach.

R.T.: Ten odsetek jest podobny do sytuacji w Polsce.

M.J.: Tak, to prawda. Z wielu powodów – między innymi ze względu na szarą strefę – Bank Litwy stara się zwiększyć wykorzystanie cyfrowych płatności w kraju. Jest to jednym z naszych strategicznych celów.

Udało nam się przekonać największych uczestników rynku, aby podpisać memorandum na temat wprowadzenia natychmiastowych płatności na Litwie. Bank Litwy zbudował infrastrukturę finansową i system płatniczy, który teraz przetwarza transakcje w czasie rzeczywistym. Instytucje finansowe podłączone do systemu mogą prowadzić natychmiastowe rozliczenia i realizować płatności dla klientów.

Prognozuje się, że za kilka lat niemal wszystkie transakcje będą przetwarzane natychmiastowo – a nie tak jak ma to miejsce teraz, w kilku partiach, na przykład 3 razy dziennie. Taka zmiana może zwiastować zupełnie nowy sposób prowadzenia biznesu i zminimalizuje ryzyko dotyczące rozliczeń.

Natomiast jeżeli chodzi o inne metody płatności, to warto wspomnieć o kartach płatniczych. Płatności zbliżeniowe przy użyciu kart pojawiły się na Litwie kilka lat temu (w 2016 roku) i od razu zaobserwowaliśmy ogromny wzrost użycia debetówek i kredytówek.

Warto też wspomnieć o płatnościach mobilnych. W zeszłym roku wszyscy operatorzy telekomunikacyjni działający na Litwie zawiązali spółkę i stworzyli rozwiązanie o nazwie Moq. Za pomocą aplikacji można płacić w fizycznych sklepach, w Internecie, a także wykonywać przelewy do znajomych. Transakcje w sklepach opierają się na kodach QR, a Moq chce konkurować z kartami płatniczymi.

R.T.: Przypomina mi to nieco polskiego BLIKA. Kilka lat temu duże polskie banki także zawiązały spółkę – Polski Standard Płatności i zaoferowały nową metodę płatności, za pomocą kodów BLIK. Oczywiście działa to inaczej niż BLIK, ale sam koncept współpracy jest podobny.

M.J.: Tak, to prawda. Tego typu rozwiązania mogą być wprowadzane przez różne firmy – także fintechy, ale podstawowym problemem jest przekonanie ludzi i samego rynku, że właśnie to powinno być standardem.

Dlatego bardzo ważne jest to, że Moq powstał z inicjatywy wszystkich telekomów działających na Litwie. Dlatego niezależnie jakiej firmy jesteś klientem i kto dostarcza Ci usługi telekomunikacyjne – pobierasz jedną aplikację, korzystasz z jednego standardu, sprzedawca ma jeden terminal w swoim punkcie, a cała transakcja jest przeprowadzana bezproblemowo.

R.T.: Teraz przyszedł czas na cięższe pytania. Bank Litwy nie obawia się, że krajowy system ochrony depozytów nie wytrzyma potencjalnego załamania się rynku? Nie boicie się, że Litwa może stać się drugą Islandią? Wiele firm stara się o licencje na Litwie, a tego typu obawy można było zaobserwować w brytyjskiej prasie.

M.J.: Trzeba tu wspomnieć o kilku ważnych kwestiach. Po pierwsze wiele zmieniło się w europejskich i światowych regulacjach finansowych od czasu wielkiego kryzysu. To właśnie ze względów bezpieczeństwa mamy teraz dodatkowe bufory kapitałowe, czy jednolity nadzór finansowy w Unii Europejskiej.

Jeżeli chodzi o ochronę depozytów, to na razie żaden z nowo powstałych banków na Litwie (tych, które otrzymały niedawno licencje) nie stanowi zagrożenia, ponieważ większość z nich nie rozpoczęła nawet swojej działalności.

Oczywiście mogą pojawić się tutaj słowa krytyki, ponieważ ciężko oszacować, że dany bank nie urośnie do słusznych rozmiarów w najbliższym czasie. Ale bądźmy szczerzy – gdy zaobserwujemy, że ryzyko rośnie, wtedy wdrożymy dodatkowe środki i regulacje zabezpieczające rynek. W rękach nadzoru jest naprawdę wiele możliwości, aby taki rynek uregulować i uchronić przed scenariuszem, o którym Pan wspomina.

Na chwilę obecną, biorąc pod uwagę model działalności zatwierdzony przez Europejski Bank Centralny i Bank Litwy w najbliższej przyszłości nie widzimy żadnego istotnego zagrożenia dla stabilności finansowej.

R.T.: Ostatnie pytanie będzie dotyczyło Revoluta. Nie obawiacie się rzekomych związków firmy z Rosją? Litewski rząd miał podważać uczciwość Revoluta – trafiłem na taki materiał w litewskiej prasie. Jakie jest stanowisko Banku Litwy w tej sprawie? W końcu Revolut zdobył wyspecjalizowaną licencję bankową na Litwie.

M.J.: Nie chodziło o sam rząd, a o specjalną rządową komisję ds. bezpieczeństwa narodowego. W jej skład wchodzi 14 agencji – w tym Agencja Bezpieczeństwa Narodowego. Komisja badała sprawę Revoluta już dwa razy i stwierdziła, że firma w żadnym stopniu nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu Litwy.

Revolut otrzymał licencję od Banku Litwy po 14 miesiącach ewaluacji. Wtedy faktycznie wywiązała się dyskusja polityczna na temat firmy – głównie ze względu na zbliżające się wybory. Na pytania, które ponownie zadano, odpowiedź została już udzielona z poziomu rządu. Oczywiście politycy mogą kwestionować pewne sprawy – mają takie prawo. Ale równocześnie muszą przestrzegać procedur. A tak jak powiedziałem, kwestie poddane przez nich ponownie w wątpliwość zostały już wyjaśnione.

R.T.: Dziękuję za rozmowę.

M.J.: Dziękuję.

Z Mariusem Jurgilasem rozmawiał Rafał Tomaszewski.

Marius Jurgilas jest członkiem zarządu Banku Litwy. Uzyskał tytuł doktora nauk ekonomicznych na Univesity of Connetcticut. Przed dołączeniem do Banku Litwy pracował jako ekonomista w Norges Bank i Banku Anglii, a także jako analityk w Europejskim Banku Centralnym. Jako członek zarządu Banku Litwy jest odpowiedzialny za usługi płatnicze i ich rozwój, FinTech, analizy rynkowe i także płatności gotówkowe. Reprezentuje Bank Litwy na arenie międzynarodowej podczas najważniejszych spotkań i konferencji ekonomicznych na świecie.