Dzisiaj jest to też możliwe, ale niestety wymaga pracy, gdyż trzeba samodzielnie ewidencjonować ceny produktów i usług oraz miejsca, gdzie je nabywamy. Prowadzenie rejestru w Excelu wymaga determinacji i prawda jest taka, że nikt tego nie robi. Każdy konsument ma inny koszyk – jeden woli majonez marki X, a inny marki Y, jeden klient woli ziemniaki polskie, a inna osoba wybierze zagraniczne. Jak zatem w wygodny sposób policzyć „własną inflację”?

Na rynku trudno o idealną aplikację, która nie tylko pozwala na wygodne wprowadzenie danych z paragonu, ale także dostarcza narzędzia do analizy finansów osobistych. Ciekawym rozwiązaniem jest apka „Panparagon”, która umożliwia skanowanie danych z paragonu i m.in. monitoring okresu gwarancyjnego danego produktu (mają bardzo przyzwoity OCR). Jednakże jest to wciąż narzędzie, które wymaga dyscypliny od samego użytkownika, czyli to user musi samodzielnie skanować dokumenty. Komu chce się wieczorem skanować paragony, wprowadzać brakujące opisy, itp.? Automatyzacja pozyskania danych jest największych wyzwaniem i barierą w rozwoju tego rodzaju usług.

Nie ma dobrych PFM-ów

Innymi słowy, technologie Personal Finance Management (PFM) wciąż są sporym wyzwaniem. W bankowych aplikacjach mobilnych, gdy płacimy bezgotówkowo, podawane wydatki dzielone są na kategorie – zwykle po numerze PKD sklepu. Jeśli kupisz baton czekoladowy w sklepie z kosmetykami, to wydatek ten będzie zaliczony do kategorii „kosmetyki”. Zatem jeśli słyszymy historie, że bank już dzisiaj może np. analizować zdolność kredytową pod kątem tego, że ktoś np. w niedziele rano kupuje alkohol w sklepie spożywczym, to jest to spore nadużycie.

Problemem w rozwoju tego rodzaju usług to nie brak narzędzi analitycznych, które potrafiłyby np. odpowiednio filtrować grupy wydatków, podawać wzrost cen określonych grup czy nawet konkretnych produktów, budować modele scoringowe w zależności od tego, czy odżywiamy się zdrowo czy wręcz przeciwnie, ale właśnie metoda „zasysania” danych.

Rozwiązaniem jest e-paragon

Gdyby udało się przekazać szczegółowe dane dotyczące zakupu wprost do bankowości mobilnej lub innej wskazanej aplikacji, bez konieczności skanowania dowodu zakupu, to praktycznie każdy konsument miałby możliwość sprawdzenia – co, kiedy i gdzie konkretnie nabył (chyba, że zapłacił gotówką).

Dodając do tego moduł analityczny, użytkownik miałby także podgląd na zmiany cen w czasie konkretnych produktów. Jaką korzyść miałby dostawca tej usługi? Lojalność konsumenta to jedno, ale przede wszystkim możliwość przedstawienia mu bardziej optymalnych ofert zakupowych np. „Panie Janie, w sklepie za rogiem ceny pana ulubionych chipsów są niższe, w skali roku może Pan zaoszczędzić nawet 100 zł„.

To tylko przykład, ale moim zdaniem to jest kierunek, który doprowadzi do eksplozji rozwoju fintechów, nowych kanałów marketingowych, bardziej optymalnego zarządzania finansami osobistymi i być może zachęci konsumentów do wnikliwszej edukacji finansowej.

Obecnie PKO BP wdraża usługę e-paragonu na stacjach Orlen. Nad odpowiednią technologią pracuje też Visa. Jesteśmy już blisko. Być może zatem za kilka lat dyskusja o tym, że odczuwalna inflacja od tej oficjalnej przejdzie do historii, bo każdy będzie mógł sprawdzić „swój własny wskaźnik CPI” logując się do bankowości mobilnej.